Jedenaście lat po śmierci Jana Szczepanika, wynalazcy kamizelki kuloodpornej, zapomnianego i obecnie okrywanego spóźnioną glorią, urodził się w Tarnowie inny wizjoner, z pewnością bardziej kontrowersyjny. Przez niektórych uważany za geniusza, przez innych – za kuriozum, którego legenda jest ważniejsza niż rzeczywiste dokonania.

Jan Głuszak urodził się w 1937 roku. Studia archtektoniczne rozpoczął w 1956 roku i przerwał je po czterech latach. Przeprowadził się do Myślenic i zaczął pracować w Biurze Projektowania Budownictwa Wiejskiego. W lutym 1962 roku objawił mu się Chrystus. Pod wpływem wizji Głuszak włożył rękę do rozpalonego pieca kaflowego. Rękę należało amputować, a Głuszak trafił do szpitala psychiatrycznego w Tarnowie. Już wcześniej leczył schizofrenię pod opieką samego Antoniego Kępińskiego (prawdopodobnie pojawienie się objawów schizofrenii zmusiło go do przerwania studiów), jednak to wydarzenie ostatecznie przekreśliło możliwość „normalnej” pracy w biurze architektonicznym. Zajmował się sklejaniem pudełek w tarnowskiej Spółdzielni Inwalidów lub pracował jako strażnik. W 1975 roku został zatrudniowy jako stróż nocny w Muzeum Okręgowym w Tarnowie. W tym samym roku został wyróżniony, obokTadeusza Kantora, nagrodą Krytyki Plastycznej. Uczestniczył w wystawie architektury intencjonalnej – razem z Zofią i Oskarem Hansenami, Remem Koolhaasem, Aldo Rossim. W 1996 jego prace były pokazywane na Biennale Architektury w Wenecji. Cały czas rysował – nie tylko architekturę, lecz także fantastyczne zwierzęta i sceny (specyficznie) religijne.

Głuszak przed swoim domem

Zaprojektował wiszący dworzec kolejowy, żyrnie czyli strażnice życia, morule, mieszkaniową jednostkę wodną dla tropiku, megastruktury miejskie dla wielu tysięcy mieszkańców (w tym utopijne miasto Humanopolis) jak i projekty domu-minimum, Swoje postulaty dotyczące architektury zawarł w traktacie De labore solis. Jego dziełem jest też system szybkiego transportu lekkich materiałów budowlanych, który miał być wykorzystany w czasie budowy domów na terenach, które zostały dotknięte klęskami żywiołowymi. Interesował się nie tylko architekturą – opisał praktykę stosunków zdalnie sterowanych między mężczyzną a specjalną matrycą. Inspirował się konstrukcjami znanymi z przyrody. Formy zwierzęce i roślinne znajdują odzwierciedlenie w organicznych kształtach jego budowli. Głuszak podziwiał także funkcjonalność natury i próbował łączyć ją z językiem architektury modernistycznej. Od roku 1985 mieszkał w domu pomocy społecznej w Dębicy. W wyniku choroby coraz bardziej oddalał się od rzeczywistości. W 2000 roku popełnił samobójstwo.

Jego rysunki czasami cechuje toporność w stylu prac określanych jako art brut, którymi w pewnym sensie były. Duża ilość kolorów kładziona monotonnymi kreskami 2 kredek świecowych. Widok futurystycznego Centrum Nauki i Sztuki Światowej (które Głuszak chciał wybudować w okolicach Wenecji) z lotu ptaka przybiera wygląd buddyjskiej mandali. Ciekawsze są energiczne szkice wykonane bez użycia koloru – kreska jest zdecydowana, może trochę niezgrabna, ale dzięki temu – charakterystyczna i zabawna. Budynki są pokazywane w różnych perspektywach, także w dynamicznych skrótach.

Ponad-wodne jedostki mieszkalne Humanopolis

Rysunki są tylko jednym z elementów kompleksowych założeń Głuszaka, w których najważniejszą rolę odgrywa sama koncepcja. Wydaje się, że wszystkie jego projekty były tak naprawdę realizacjami jednego dzieła, utopijnego operis magnis, którego głównym założeniem była „humanizacja” przestrzeni. Poświęcenie się temu zadaniu wynikało z uważnej obserwacji ludzi i ich architektonicznego otoczenia, co prowadziło Głuszaka do bardzo trafnych i zapisanych z wielką ironią wniosków.

Ludzie przechodzili kiedyś piekło niepokoju, a wy, wy… tacy komfortowi, wy jesteście komfortowymi ludźmi w tym Krakowie, jak stara komoda pana Zina, którą próbują nam reperować AGH-owcy. W Krakowie nic nowoczesnego się nie robi. Architekci stoją w miejscu, bo są mali, malutcy… Jest tylko jedna interesująca rzecz w Krakowie – klinika psychiatryczna, która jest bardzo miła. Tylko stary, jak tam trafiam, to nie mam z kim porozmawiać, sami wariaci…

Głuszak pragnął zmian. „Piekło niepokoju” było dla niego jedynym dopuszczalnym stanem, moralnym obowiązkiem wrażliwego człowieka, a więc na pewno każdego artysty. Jego zdaniem esteta musi być zaniepokojony rzeczywistością, bo w przeciwnym wypadku stałby się obojętny, a obojętność na świat jest początkiem niebezpiecznego stanu. To zrzeczenie się odpowiedzialności, ale i oddanie w ręce innych ludzi prawa o decydowaniu o naszej przestrzeni życiowej (architektonicznej czy jakiejkolwiek innej). Od niepokoju zaczyna się zadawanie pytań, a przecież to „znak zapytania jest herbem wolności”.

Ważkie słowa, stawianie diagnoz społeczeństwu, bunt artysty, a za oknem wciąż ta sama rzeczywistość:

Z mojego pokoju widać kury, chodzące po podwórku. I tak sobie myślę: jak tych kur kiedyś nie będzie, to będę chciał sobie kupić chociaż jedną, żeby mi przestrzeń zajmowała, żeby punkt optyczny organizowała. (…) Chciałbym zrobić sobie dobry houm. Tak jak kret ma kilka dziurek w ziemi. Kreta to nic nie kosztuje. Kret ma tylko dobry ryj. Ryje tym ryjkiem, ryje. Kret rzadko robi skandale. Krety w ogóle są dobre…

Wrażenie nieprawdopodobieństwa, które wywierają projekty Głuszaka potęguje się, gdy zobaczymy zdjęcie przedstawiające tego wizjonera, dziwaka czy kosmitę na tle rozkopanego podwórza. W tle widać drewnianą bramę stodoły, deski, taczki. On sam w niedbałej pozie. Można powiedzieć, że to esencja tego, co nazywamy prowincją – bylejakość, nonszalancja, „rozdupczenie w drobne chujki”. Jeśli chce się dostrzec jakikolwiek związek między tą zupełnie nie-sielską sceną a futurystycznymi projektami (projekcjami?) trzeba uznać, że cały kosmiczny świat wieżowców ze szkła i latających dysków mieści się w głowie tego niepozornego człowieka z grymasem na twarzy.

Zażyłem właśnie pastylkę na przystosowanie się do idiotycznej rzeczywistości… Nie chcę, żeby malarze malowali byle jak, nie chcę, żeby byle jak się bawić, byle jak się żywić, byle jak się odziewać, byle jak się określać, byle jak się rozumieć, byle jak mieszkać, byle jak doznawać, nie chcę, stary…

Wszelkimi sposobami izolował się od wpływów i bardzo podkreślał swoją niezależność.

Po co mam czytać Kierkegarda. Ja jestem kosmitą na własny użytek, który bez studiów filozoficznych może sobie ocenić to wszystko bez specjalnego autorytetu. Nie muszę być docentem. Jesteście śmieszni. Będziecie doktorami od metryczek… Co wasza filozofia zrobiła, czy jest jeden wasz filozof znany choćby z jakiegoś bryku filozoficznego, macie kogoś, macie? Choćbyście mi dali stypendium milion złotych na sekundę, to bym nie studiował u was. Nie chciałoby mi się nawet jechać do tego waszego Krakowa. Wy jesteście dla mnie nekrosferą… Stary, zrozum jedno, że uczelnia to jest gabinet zabiegowy… Możesz być filozofem, nie znając filozofów, możesz być filozofem jak u Moliera….mówił prozą, a nie wiedział, że mówi prozą…

Głuszak nie godził się na świat, w którym funkcjonował – na system, na hipokryzję, a przede wszystkim – na architekturę. Zmiany, które chciał wprowadzić miały być radykalne i skuteczne. Oczywiście były utopijne, a ich oderwanie od wszelkiego prawdopodobieństwa sytuowało je raczej w kręgu literatury science-fiction – wymownym przykładem jest projekt krematorium zasilanego uderzeniami piorunów.

Był na tyle szalony, że proboszczowi z Rzędzina wyznał w sekrecie(…), że miał stosunek seksualny na torach z Matką Boską i temu podobne harce słowne, że układał fraszki, że pisał (od czasu do czasu) wiersze i czytał je nam(…), układał teksty piosenek, które miały na celu obrazić jego matkę, będącą osobą w podeszłym wieku.

Jarmarczny humor, żarty szaleńca, przystojące raczej figurze w typie wiejskiego głupka, czy – gdy chcemy być bliżej mistycyzmu – św. Idiocie. Nawet dziś budzące uśmiech pełen politowania. Swoje szaleństwo, mniejsza o to, czy wynikające z choroby, czy podsycane przez niego samego, uczynił programem, artystycznym manifestem, którego zasady stosował konsekwentnie. Lub może z uporem maniaka.

Dagarama i jego prace wymagają, żebyśmy zajęli wobec nich jakieś stanowisko – potępili lub przyklasnęli. Wachlarz możliwych reakcji jest duży: od wyśmiania po szacunek. Kim właściwie był, a jak jest widziany dzisiaj? Schizofrenik chory na architekturę czy zapoznany geniusz? Odpowiedzi wydaje się udzielać sam Głuszak. Cytował Kazimierza Dąbrowskiego, psychiatrę, który stworzył pojęcie dezintegracji pozytywnej i wskazał na twórczy potencjał osób, które ten proces dotyka.

Bądźcie pozdrowieni psychoneurotycy, czyli żyjący duchem, za to, że macie czułość w nieczułości świata, za wasze fobie mycia rąk z nieczystości świata, za wasz lęk przed bezsensem istnienia, za wasze nieprzystosowanie do tego, co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno, za to, że jesteście leczeni, zamiast leczyć innych, za samotność i dziwaczność waszych dróg – bądźcie pozdrowieni.

Truizmem jest stwierdzenie, że granica między geniuszem a szaleńcem jest cienka, o ile w ogóle istnieje. Napisano bardzo wiele o schizofrenicznych rysach osobowości wielkich artystów i wartości sztuki osób dotkniętych chorobami psychicznymi, o zbieżnościach między twórczością a neurozą. Trudno też powiedzieć, na czym polega wartość wizji Dagaramy – czy na jego niezwykłym talencie, czy na malowniczości rojeń wywołanych chorobą, czy może na legendzie, którą już za życia tworzył i która znacząco wpływa na postrzeganie jego prac. Istotniejsze niż odpowiedź na te pytania jest postawienie sobie nowych pytań: o otwartość, o miejsce na idealizm. Kto reprezentuje Prowincję, tę nieco mityczną krainę wartości wyrytych w kamieniu, niezmienną, reagującą strachem na każdą możliwoś zmiany, tę do której tak niechętnie się przyznajemy? Wizjoner z podwórza na Lwowskiej, czy wszyscy ci, którzy przyjmują zastaną rzeczywistość i to „zastanie” czynią wartością samą w sobie?

Człowiek nie może być skazany na żywot szczura wśród gnoju odpadków i wyziewów, zabijających urok wszelkiego bytowania. Bezsilność minionych pokoleń nie może rodzić naszej bezsilności(…)

Komodę pana Zina można przecież przesunąć.

Korzystałam z książki „Tarnów. Tysiąc lat nowoczesności” pod red. E. Łączyńskiej-Widz i D. Radziszewskiego
oraz z artykułu J. Reutera „Jan Głuszak – Dagarama” dostępnego na stronie tarnowskikurierkulturalny.blox.pl.
Z tego artykułu pochodzą cytowane wypowiedzi Głuszaka.