Intensywnie żółte tło, okalające wielkie, jednostajnie czarne B (jakby wiatrem przechylone). Tuż pod nim, znacznie mniejszych rozmiarów, nabrzmiała światłocieniem kula. Chociaż B zdaje się na kuli opierać, jest to zetknięcie niemalże niepewne, chwilowe, ulotne. Ale jednak.
Albo równie wielkie i czarne M, które się z kulą fizycznie nie styka, acz wyraźnie odczuwa już samą jej bliskość.
Stojąc w salonie krakowskiego mieszkania Antoniny Janus-Szybist, miałam okazję przez dłuższą chwilę pobyć sam na sam z dwoma obrazami. Każdy z nich przedstawia zarys czegoś na kształt popiersia. Obie figury – jakby wycięte z malarsko-graficznego tła – w swoich wnętrzach wypełnione są niemal wyłącznie siatką linii; linii przecinających się, układających w geometryczne kształty, tworzących cyfry, słowa, twarze… Linii w przedziwny sposób pulsujących własnym życiem, poruszających czy wręcz zmieniających się, można by powiedzieć: panta rhei. Pomyślałam wtedy, że Antonina Janus-Szybist naprawdę maluje czas. Jak sama przyznała: „Interesuje mnie czas »ludzki«, przeżywany przez człowieka, sygnalizujący jednak szerszy kontekst.”
Gdyby twórczość malarki w sposób symboliczny sprowadzić do krzesła i ukazać je właśnie w kontekście czasu, można by pewnie o nim powiedzieć: jest teraz, przy czym było też wcześniej i będzie potem. Nie jest żadnym konkretnym krzesłem, jest wszystkimi krzesłami.
A krzesło Mirona Białoszewskiego? Myślę, że w tym wypadku, sytuacja przedstawiałaby się nieco inaczej: jest teraz, tylko teraz. Nie było go wcześniej i nie będzie potem. To konkretne krzesło, które – w tej właśnie chwili – jest.
Antonina Janus-Szybist postawiła (dostawiła) więc obok swoje krzesło. Krzesło narysowane. Nie przedstawia ono jednak krzesła poety, nie ilustruje go, raczej prowadzi z nim dialog.
Jak wspomniałam wcześniej, w obrazach malarki w swoisty sposób obecny jest czas. Czas, który się toczy. Toczy poprzez linie, kontury, plamy; w tym sensie, nie ukazują one konkretnego momentu wyjętego z rzeczywistości, objawiają raczej jej płynięcie, zmienność. Pojawia się również ów „szerszy kontekst”, o który te obrazy nie tyle się ocierają, nie tyle go sygnalizują, ile są nim nabrzmiałe. Stąd niezwykle silne wrażenie obcowania z Tajemnicą. Drzewo Antoniny Janus-Szybist jest wszystkimi drzewami, krzesło – wszystkimi krzesłami, człowiek – każdym z nas.
I kiedy ta „rzeczywistość płynąca” wchodzi w dialog z faktycznością Mirona Białoszewskiego, dzieje się coś niezwykle interesującego. „Wszystkie krzesła” zderzają się ze Stoi krzesło. Białoszewski jest bowiem przede wszystkim poetą chwili, konkretu, poetą afirmującym sytuacje zastane, których nie opisuje, ale które w jego poezji „są”. Albo raczej – wraz z każdym wierszem – „stają się”.
Pod tym względem mamy więc sytuację wybitnie kontrastową: wyostrzającą oba widzenia rzeczywistości.
Podobnie ciekawy kontrast pojawia się również między mistyczną powagą świata Antoniny Janus-Szybist a – powiedziałabym – ludyczną lekkością, figlarnością języka poety, który tak bliskiej mu „faktyczności” odpowiada: „ty świnio”. To rzeczywistość mówi w jego wierszach i Białoszewski – jako podmiot – w tej rzeczywistości „jest”. Antonina Janus-Szybist znajduje się natomiast jakby z boku, obserwując ją z metafizycznym dystansem. Patrzy – można by powiedzieć – szeroko, ogarniając „wszystkie krzesła” naraz.
Różnice te jednak w żaden sposób nie wykluczają harmonijnego przenikania się dzieł, istniejącego być może na zasadzie wzajemnego dopełniania bądź wyostrzenia właśnie.
Poza tym istnieją tutaj także dwie bezwzględne wspólnoty: wspólnota artystycznej prawdy oraz wspólnota niebywałej wyobraźni, której tak często pozbawieni są lub której posiadanie próbują (na różne sposoby) imitować, współcześni twórcy. Wyobraźni będącej – w najlepszym znaczeniu tego słowa – niemal dziecięcą. Obie twórczości bowiem, cechuje w najczystszej postaci zachwyt nad rzeczywistością (niezależnie od tego, gdzie się artysta jako podmiot znajduje). Zachwyt, którego figurą jest dziecko, które z otwartą buzią, bo po raz pierwszy, obserwuje przelatującą pszczołę.
W towarzyszącej wystawie książce, poza wierszami obecnymi tam w całości, znajdują się również ich fragmenty, tworzące graficzne kompozycje. Zmieniając formę, wielkość liter, Antonina Janus-Szybist wycisza albo nagłaśnia wypowiedzi poety. Jest to tym ciekawsze, że Białoszewski w swej poezji zdecydowanie bardziej do czytelnika mówi niż pisze. Książka doskonale z tym jego mówieniem współgra. Malarka pozwala „białoszewskiej” poezji mówić niekiedy również wprost z obrazów, w które słowa poety zostały bezpośrednio wpisane.
Na koniec chciałabym jeszcze zapytać o kulę. Przetacza się ona przez większość obecnych na wystawie prac: toczy wraz z pędzącymi końmi po literach, schodach, podłodze. Przez wnętrzności człowieka (poety?).
„Co to tak” się toczy?
***
Powyższy tekst dotyczy wrażeń z wystawy: „Którędy wyjść ze słowa. Hommage à Białoszewski”, prezentującej prace Antoniny Janus-Szybist, stworzone z myślą o 100-leciu urodzin Mirona Białoszewskiego, które przypada w tym roku.
Wystawa prezentowana była w dwóch miejscach: Tarnowskim BWA (14.05-12.06.2022) oraz Ośrodku Promocji Kultury Gaude Mater w Częstochowie (30.07-26.08.2022).