Jest rok 2007 lub 2009, jeden z letnich miesięcy, dokładnie nie pamiętam który. Nasz bohater, nazwijmy go Wu, oraz jego młodszy kolega Em, siedzą niedbale w małym pomieszczeniu w wielkim, przypominającym tort budynku przy placu Matejki.

Prowadzą leniwą rozmowę, leżąc na starych, wypłowiałych, lekko śmierdzących kurzem i potem fotelach. Rozmawiają o bzdurach, jakieś konwenanse, standardowe uprzejmości, cieszy ich sama rozmowa, nie jej treść, nie widzieli się długo a się lubią.

-A co by się stało gdyby cywilizacja poszła w inną stronę, gdybyśmy dane, zamiast cyfrowo w sposób zero-jedynkowy zaczęli zapisywać w drewnie – stwierdza nagle Em.

-Ale jak?

Wu nie bardzo rozumie, domaga się dodatkowych wyjaśnień, Em nie bardzo jest w stanie ich udzielić. Temat naturalnie umiera, zaczynają rozmawiać o kolejnych bzdurach.

*

Jest rok 2017, wczesna jesień. Wu ogląda film o intrygującym tytule „Ghost story”*. Przepiękne zdjęcia, kolor, cudowne, niczym zaczerpnięte ze starego malarstwa kompozycje, wyjątkowo piękne kadry. Pomysł na główny wątek z początku wydaje się kuriozalny z czasem robi się ciekawie, ale największą uwagę Wu zwraca nietypowe traktowanie czasu. Długie ujęcia w czasie których pozornie nic się nie dzieje. Wu zamyśla się. Ten zabieg odsyła go do czasów jego młodości, trzydzieści parę lat wstecz. Aż tyle lub tylko tyle. Filmy które wtedy oglądał miały inną narracje, inne tempo, miały sens. To duże uogólnienie, myśli Wu, niesprawiedliwe. A jednak ta myśl wraca jak natrętna mucha.

*

Lato 1982 roku. Niespełna dwudziestoletni Wu je na śniadanie: dwie kromki białego chleba posmarowane grubo masłem. Na kromce leżą plasterki pomidorów, pokrojona w talarki cebula, posypana solą i pieprzem, całość koniecznie skropiona cytryną. Wu wybiega z domu krzycząc w kierunku rodziców niezrozumiałe pożegnanie. W ustach czuje poparzone od czarnej, słodkiej herbaty dziąsło, które będzie mu obłazić przez następne dwa dni. Wu ma zamiar odwiedzić swych dwóch przyjaciół A i O, mieszkających na dwóch końcach miasta. Wsiada do tramwaju, jedzie jakieś 40 min do dworca kolejowego gdzie przesiada się na autobus, jedzie kolejne pół godziny. Wysiada na pętli, zmierza, rozglądając się na lewo i prawo, do bloku gdzie razem z mamą mieszka A.

-Dźńdobry! Czy jest A?

-Dzień dobry Wuniu! No widzisz, masz chyba pecha, A właśnie wyszedł, nie wiem czy nie pojechał do ciebie…

Wu kłania się mamie A, żegna i idzie w dół osiedla, potem łąkami do kolejnego autobusu. Jedzie kolejne pół godziny, wysiada na bliźniaczo podobnym osiedlu.

-Dźńdoby! Czy jest O?

Ojciec O jest wyraźnie zatroskany.

-Cześć Wu, O właśnie wyszedł, nie wiem kiedy wróci, pewno poszedł do A albo do ciebie…może chcesz zaczekać?

Wu grzecznie odmawia, żegna się, idzie na przystanek. Wsiada w jeden autobus, potem kolejny, potem tramwaj, po około 4 godzinach jest znowu w domu. Dowiaduje się od rodziców, że A był tuż po jego wyjściu a z O musiał się właśnie minąć. Nie jest nieszczęśliwy, nie ma poczucia klęski.

*

Spotkanie z kumplami to zawsze loteria, są w domu albo ich nie ma. Tak jest. Pewno gdyby mieli w domu telefon, problem by zniknął, lecz Wu nie ma telefonu. Jego rodzice złożyli podanie o telefon dziesięć lat temu i ciągle czekają.

*

Późna jesień 1989 roku. Wu idzie bez konkretnego celu wzdłuż Wisły, jest pochmurno, wieje, na policzkach da się wyczuć przyjemny chłód. Wu idzie już drugą godzinę o czym zaczyna mu przypominać mokry gil zwisający u nosa. Wu nieświadomie uprawia flaneryzm**, jak i prawie wszyscy jego znajomi w tamtym czasie. Wu ma swoje konkretne trasy, jedne są zależne od pory dnia, od dnia, pory roku, stanu ducha i organizmu. Spaceruje, gapi się, zagląda, męczy się specjalnie zbyt długim chodzeniem i myśli. Poznaje swoje miasto i siebie. No i fantazjuje i marzy. Tak, wtedy wszyscy uwielbiali marzyć.

*

Późna jesień 2017. Wu ogląda długie ujęcia w filmie „Ghost story”. Jest nimi zaintrygowany, lecz poirytowany brakiem jakiejkolwiek akcji, przewija film do przodu. Przecież akcja „musi być”, musi się „dziać” szybko i dynamicznie. Przypomina sobie o swoich przyjaciołach A i O. Nie pamięta, kiedy spotkali się po raz ostatni. No ale po co się spotykać, jak ma ich wśród „znajomych”. Czasem wymieniają w sieci zdawkowe komentarze. Można by ich odwiedzić, ale teraz już się nie odwiedza bez zapowiedzi, trzeba by się umówić, można zadzwonić, ale trochę głupio, tak dawno nie rozmawiali, no i tyle spraw na głowie. Wu z ze zdziwieniem przypomina sobie dawne spacery, trudno mu zrozumieć skąd miał na to tyle czasu.

*

Wu ma przy sobie telefon zawsze. Gdy go zapomni, wpada w panikę, bez względu na wszystko wraca po niego do domu. Właściwie każdy ma telefon przy sobie. Przeciętnie sprawdzamy go ponad dwa tysiące razy na dobę. Furorę robi funkcja odświeżania działająca jak narkotyk. Za każdym odświeżeniem pojawiają się nowe obrazki, zdjęcia, filmiki wypełniające coraz częstsze uczucie pustki, nudy i smutku. Lekarstwo mamy zawsze i pod ręką. Bardzo ważna staje się akceptacja i popularność wyrażona w polubieniach, oraz ilość wirtualnych„znajomych”. Właściwie trudno obejść się już bez telefonu. Trzeba być ciągle pod ręką, ciągle dostępnym. Wu pamięta paru swoich nauczycieli którzy do dziś nie mają komórki, lub mają na sekretarce nagraną wiadomość:  „Teraz niestety nie mogę odebrać telefonu, proszę zadzwonić między 21.00 a 22.00, lub zostawić numer telefonu, w miarę możliwości oddzwonię”.

Teraz to brzmi jak bajki z „Mchu i paproci”.

*

Budzimy się z telefonami w ręce i z nimi zasypiamy. Odsłaniamy w sieci całych siebie wystawiając się na bezwzględną krytykę, lub sprzedajemy intymność za paręset dodatkowych lajków.

Największą popularność zdobywają między innymi kobieta z nieproporcjonalnie wielkimi biodrami  oraz nieprzyzwoicie bogaty brodacz pozujący z roznegliżowanymi modelkami na tle karabinów maszynowych. Jednocześnie bezkrytycznie akceptujemy wszystkie wiadomości, często najbardziej absurdalne. Sterowanie polityką, masami stało się banalnie proste. Dużo prostsze i skuteczniejsze niż prowadzenie wojen.

Wu należy do ostatniego pokolenia pamiętającego czasy przed-smartfonowe. Dziś jego dzień to ciągłe sprawdzanie znanych, już wcześniej gdzie indziej przeczytanych wiadomości, odbieranie dziesiątków esemesów i telefonów, niczym ciągłe odbijanie piłeczki, sprawdzanie ile lajków ma jego post, czy ktoś nowy go obserwuje, oglądanie ciągle nowych obrazków, filmików, zdjęć, setki na dobę. Przez to oglądanie wszyscy zaczynamy malować, rysować, fotografować, filmować tak samo, myśli Wu, lecz już za chwilę o tym zapomina, oglądając kolejne wrzutki. Wszyscy oglądają wszystkich i tworzą jak wszyscy. Taka artystyczna międzynarodówka. Wu łapie za telefon jak się budzi, łapie go w każdej wolnej chwili, w tramwaju, autobusie, pociągu, w kawiarni gdy na kogoś czeka, w każdej chwili gdy dawniej miał czas by pomyśleć.

*

Wu zasypia zmęczony, telefon opada mu na twarz.

Tuż przed zaśnięciem przypomina sobie dziwną rozmowę o zapisywaniu danych w drewnie.

 


*„Ghost story”, reż. David Lowery, 2017

**Flaner (fr.: flaneur – włóczęga, spacerowicz) – osoba należąca do subkultury, której początki przypisuje się XIX-wiecznej Francji a która później rozwinęła się również w Niemczech i reszcie Europy, na którą składało się spacerowanie, chadzanie po mieście, kontemplowanie miejskiego życia oraz wielogodzinne obserwowanie i lamentowanie na temat otoczenia.

Kultura flanerów była utożsamiana z wolnym czasem, bezcelowością i spontaniczną przygodą. Właśnie w tamtym czasie, gdy zaczęła się wyodrębniać ta subkultura, zaczęto tworzyć ozdobne witryny sklepowe, na których eksponowano towary, by zachęcić spacerowiczów do ich kupna. (cytat, Wikipedia)

„Our minds can be hijacked’: the tech insiders who fear a smartphone dystopia”, The Guardian, 06.10.2017

„Smartfon, twój ukochany wróg”, Gazeta Wyborcza, The Wall Street Journal, 19.10.2017