Czy macierzyństwo coś zmieniło w Twojej pracy artystycznej?

W swojej twórczości zajmuję się tym, co jest dla mnie na danym etapie życia istotne. Jest to bezpośrednio splecione. Nawet wczesne prace,  które wykonywaliśmy razem z Janem Smagą, wynikały z tego, że byliśmy zwyczajnie zainteresowani naszym związkiem, który był świeży, kwitł… . Później przeszłam przez etap zainteresowania własną osobą, w aspekcie egzystencjalnym. A w momencie kiedy urodziła się Franciszka, automatycznie przeniosłam swoje zainteresowania życiowe na nią i to ona stała się tematem moich prac. W moich pracach odbija się zawsze to, czym żyję w danym momencie. Niewątpliwie Franciszka jest teraz moim głównym tematem – w życiu i w sztuce.

Franciszka nie ma Ci za złe, że się nią zajmujesz w sztuce?

Nie, dlaczego miałaby mieć mi za złe? Może kiedyś będzie miała, ale tego nie wiem.Ona jest dzieckiem bardzo świadomym i wszystko, co robię, jest dla niej zrozumiałe. Współpracując z nią, nie oczekuję jakiegoś konkretnego efektu, a wręcz przeciwnie. W przygotowywaniu prac (np. w pracy Mama) uczestniczyła bardzo świadomie.  To nie było granie w jakimś scenariuszu czy pozowanie. Miałyśmy raczej poczucie, że Franciszka się bawi, ale ja patrzę na tę zabawę w taki sposób, jakby ona z perspektywy sztuki znaczyła coś innego, więc to jest współpraca. Franciszka daje mi też odczuć, że dzieci są nieskażone tymi wszystkimi konwenansami. Pewnego razu wróciła ze spaceru, a ja akurat pracowałam nad obiektami ze świńskiej skóry, które przygotowywałam do serii Selfie. Było strasznie gorąco i musiałam się spieszyć, żeby zdążyć je sfotografować, zanim przejdą w inny stan. Pamiętam, że miałam to wszystko rozłożone na stole, ona weszła, i tak powiedziała: „no mamo, super ci to wyszło. Bardzo fajnie wygląda.” Użyła takich sformułowań jak my, gdy patrzymy na jej prace. Nie miała poczucia, że te obiekty są obrzydliwe – bo też nie są, obrzydliwe stają się dopiero potem, gdy dochodzą konwenanse. Myślę więc, że dzieci mogą być partnerami, w zależności od tego, jak na nie patrzymy.

Aneta Grzeszykowska
z serii Mama, 2018 – tusz pigmentowy na papierze bawełnianym, odbitki srebrowe, 36 x 50 cm 
dzięki uprzejmości artystki i galerii Raster

Czy dzięki temu, że w sztuce zajmujesz się Franciszką, łatwiej jest Ci pogodzić pracę artystyczną z życiem?

Nie, ja mam bardzo dużo czasu, więc to nie jest moja motywacja. To wynika chyba z tego, że pracuję w takich zrywach. W domu nie mamy  poczucia, że kogoś brak. Prawie cały czas wypełniony jest wspólnym przebywaniem, więc nie muszę rekompensować sobie obecności córki jej przywoływaniem w moich pracach. W ogóle nie mam takiego poczucia, że muszę godzić pracę z życiem.

Czyli macierzyństwo nie kolidowało nigdy ze sztuką? Nawet wtedy, kiedy Franciszka była malutka?

Jej narodziny były dla mnie ogromnym uwolnieniem, bo przyznam, że ten stan – z innym człowiekiem w brzuchu – był dla mnie nieznośny. Poczucie, że nie widzę tego dziecka, było dla mnie straszliwe… I kiedy w końcu Franciszka pojawiła się w moich rękach, to odetchnęłam: wreszcie wiedziałam, co się dzieje i doznałam naprawdę wielkiej ulgi… Byłam też przerażona tym, że w ogóle nie będę miała czasu, bo wszyscy mówili: „zaraz po narodzeniu to ona będzie spała, ale potem to się dopiero zacznie!”. Z tego przerażenia, gdy Franciszka była jeszcze bardzo mała, zrobiłam dwie prace – na zapas. Byłam wtedy w cyklu żądzy pracy, teraz już mi przeszło, ale był taki moment, że miałam straszną potrzebę twórczą i obawy z tym związane – macierzyństwo wpłynęło na mnie w ten sposób… Teraz pracuję mniej, ale też moja ambicja została do pewnego stopnia zaspokojona i nie mam potrzeby działania tak intensywnie. Staram się planować i unikać pośpiechu.

Aneta Grzeszykowska
z serii Mama, 2018 – tusz pigmentowy na papierze bawełnianym, odbitki srebrowe, 36 x 50 cm 
dzięki uprzejmości artystki i galerii Raster

Pracownię masz w miejscu, gdzie mieszkacie?

Tak, mamy pracownię obok mieszkania, ale ja tam nie pracuję, wolę pracować w domu. Sposób, w jaki pracuję, w ogóle nie jest związany z obecnością dziecka, bo zawsze miałam wrażenie, że oddaję się pracy trochę przy okazji, tak pomiędzy. Lubię ten sposób działania. Zdarza się, że wstaję wcześnie i systematycznie coś wykonuję przez pewien czas. Po miesiącu mam już wszystko zrobione bez poczucia, że się jakoś szczególnie napracowałam. Chyba jedyną rzeczą, jaka wymyka się tej metodzie, jest robienie filmów i ten aspekt mojej pracy jest dla mnie najbardziej męczący, bo praca nad filmem wymaga strasznej intensywności, co jest przyjemne, ale też potwornie wyczerpujące.

A jeśli Franciszka zechce zostać artystką, to będziesz z tego zadowolona?

Zależy jaką artystką. Franciszka uczy się w szkole muzycznej. Myśleliśmy z Jaśkiem, że będzie fajnie, jeśli ona będzie zajmowała się w dzieciństwie też rzeczami, których my nie opanowaliśmy.  Zdajemy sobie z tego sprawę, że rodzice zajmujący się sztuką mogą być dla dziecka specyficznym środowiskiem. Ona ma własny świat, średnio dostępny dla nas. To wydaje mi się bardzo fajne, bo jest takim równym rozłożeniem sił. Czy ja bym chciała, żeby została artystką wizualną? Nie wiem… Chyba byłabym pełna obaw. Oczywiście nie zabraniałabym jej tego, myślę, że to jest zawód przynoszący ogromne szczęście, ale… Chciałabym, żeby robiła to, co chce. 

Jaka była Twoja pierwsza praca związana z macierzyństwem?

Gdy byłam w ciąży, po raz pierwszy zrobiłam taką pracę, chociaż wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. To było Love Book, do którego wybrałam zdjęcia dokumentujące performensy przedstawicielek awangardy feministycznej i zrobiłam kolaże tych fotografii z moimi zdjęciami. Zrobiłam fotografie przedstawiające mnie w połączeniu z tamtą dokumentacją, co tworzy jakąś relację. Byłam w ciąży i  na niektórych zdjęciach to widać. Widać tutaj motyw macierzyństwa i więzi między  pokoleniami – artystki, których zdjęcia wykorzystałam, już nie żyją.

Lalki także są związane z moją córką. Od dzieciństwa szyję i bardzo lubię to robić. Kiedy Franka się urodziła, zrobiłam hafty, które były jej portretami z natury, ale potem pomyślałam, że najchętniej uszyłabym przedstawiającą ją lalkę, podobną do moich autoportretów, które kiedyś stworzyłam. To były czarne lalki przedstawiające mnie w przeszłości. Ale ona była jeszcze taka mała, że nie wiedziałam, jak ją przedstawiać, szycie lalki-niemowlaka było dla mnie abstrakcją… Kiedyś, w dzieciństwie, spowodowałam wypadek z udziałem mojego brata i przez długi czas małe dzieci wywoływały we mnie ogromny lęk. Kiedy Franka się urodziła, a ważyła ponad cztery kilo, byłam szczęśliwa, że jest taka duża, konkretna…  Mnie niemowlęta po prostu przerażają.

Franciszka 2016, 2013, wełna, wypełnienie, drewno, 127 x 38 x 21cm
dzięki uprzejmości artystki i galerii Raster

I dlatego szyłaś Frankę w przyszłości, starszą?

Trochę tak.  Pierwszą lalkę uszyłam, kiedy Franka się urodziła, ale przedstawiłam ją w wieku dwóch lat i w związku z tym, datowałam rzeźbę na dwa lata później. I gdy Franka do tej rzeźby dorosła, zrobiłam do niej zdjęcia. Lalki są różne, ale zawsze robię je z wyprzedzeniem, a Franka do nich dorasta. Jest tych rzeźb siedem lub osiem, tak do szesnastego roku życia i wszystkie są datowane na później. Kiedy się szyje te lalki, to myśli się raczej kategoriami rzeźby, a później zdarzają się sytuacje, kiedy następuje jakieś odwrócenie i okazuje się, że sztuka nie jest zainspirowana życiem, tylko odwrotnie…

Tak więc Lalki są moją pierwszą pracą dotyczącą Franciszki. Z tymi pracami jest tak samo jak z pracami dotyczącymi mnie: jesteśmy przykładem jakiejś uogólnionej matki i córki, jesteśmy więc jakby uniwersalne. W ogóle nie mam poczucia, że w jakikolwiek sposób pokazujemy naszą prywatność.

Kolejna praca – miałam wystawę z Adamem Mazurem w Sopocie i u znajomych z Akademii Sztuk Pięknych, którzy zajmują się efektami specjalnymi do filmów, zamówiłam lalkę – kopię mnie samej. Po wystawie miałam jednak wrażenie, że nie do końca ją wykorzystałam. Lalka wylądowała u nas w mieszkaniu i tak sobie stała i stała, a ja tak patrzyłam na nią i zastanawiałam się, co by tu jeszcze z nią zrobić. Miałam całą masę pomysłów. No i Franka w pewnym momencie zaczęła się nią bawić… Zaczęła jej czesać włosy, malować ją, a ja stwierdziłam, że tutaj nic nie trzeba robić, bo sytuacja sama w sobie jest niesamowita, również dla mnie. Obserwowałam własną córkę, która znajdowała się jakby w interakcji ze mną, a ja patrzyłam na to z zewnątrz. Pojechaliśmy na działkę z tą lalką, ja ustawiałam jakieś sytuacje i prosiłam Frankę, żebyśmy zrobiły zdjęcie. Nie chciałam, żeby pozowała, chciałam jedynie, żeby wchodziła w interakcję z tym obiektem. Zresztą France wystarczało zainteresowania na bardzo krótko, ale wystarczająco, żebym zrobiła zdjęcia. Cała seria jest bardzo długa, na wystawie pokazuję zazwyczaj około dwudziestu zdjęć, album składa się z większej ilości.

Franciszka 2018, 2016, 2013, wełna, wypełnienie, drewno, 120 x 50 x 37cm
dzięki uprzejmości artystki i galerii Raster

Franciszka 2026, 2016, wełna, wypełnienie, drewno, 138 x 39 x 22cm
dzięki uprzejmości artystki i galerii Raster

Franka traktowała tą lalkę jak zabawkę czy jak Ciebie?

Osoby oglądające te zdjęcia widzą matkę i córkę, ale sytuacja wyglądała w rzeczywistości zupełnie inaczej, bo matka znajdowała się gdzie indziej, a to była tylko lalka. U widza następuje przesuniecie, tworzy sobie emocje, dotyczące pokazanej sytuacji. Ale przy niektórych zdjęciach miałam wrażenie, że oglądam sytuację autentyczną, która mogłaby się kiedyś wydarzyć.

Ciekawe jest to odwrócenie naturalnej relacji, w której matka zajmuje się córką. A tutaj dzieje się odwrotnie – dziewczynka opiekuje się lalką przedstawiającą matkę, bardzo czule ją traktuje…

To jest moje podejście do wychowywania dzieci. W serii z białymi lalkami wyobrażam sobie, jak moje dziecko będzie wyglądać w przyszłości – uważam to za wskazówkę, przejaw tego, że miłość może być  przemocą, tym, o co pytałyście: „czy ja bym chciała, żeby ona była artystką” – tak się chce tego dobra, że aż wręcz chce się to dziecko stłamsić, z tego pragnienia szczęścia dla niego. To pragnienie może być przyczyną, że zachowujemy się wobec dzieci niefajnie. W codziennym życiu staram się podważać taką postawę, nie tylko w pracach. Na tyle, na ile  pozwalają mi techniczne kwestie dotyczące organizacji codziennego życia, które wiadomo, że są trudne, naprawdę staram się nie ustawiać w takiej pozycji, że „jestem matką i się tobą opiekuję”, pozycji, w której to jest takie jednowymiarowe. Wydaje mi się, że dzieci są partnerami. Sytuacja teraz, przy okazji pandemii, jest dla mnie szalenie dotkliwa, bo według mnie dzieci są największymi ofiarami tego wszystkiego, są traktowane jak półobywatele, którzy nie są w stanie sami się upomnieć o swoje prawa i w związku z tym, najbardziej dostają w kość. Mam poczucie, że w niedostatecznie dorosły sposób traktujemy dzieci.

Aneta Grzeszykowska
z serii Mama, 2018 – tusz pigmentowy na papierze bawełnianym, odbitki srebrowe, 36 x 50 cm 
dzięki uprzejmości artystki i galerii Raster

W serii Mama dostrzega się także, powszechny w naszej kulturze, wątek nieobecności matki, odchodzącej, zmarłej…

Tak, na pewno pojawia się tutaj aspekt egzystencjalny. Nie bez powodu, ponieważ ja to ciągle przeżywam, bardzo nie lubię tej naszej ludzkiej pozycji, śmiertelności, za którą nie podąża żadna informacja. Mam takie poczucie w odniesieniu do życia, że siedzę na krześle z czterema nogami, z których jedna jest krótsza i że wszystko jest super i fajnie, ALE… Kiedy rodzi się dziecko, ten lęk przenosi się gdzie indziej i jest jeszcze bardziej dotkliwy – to jest straszne! W jednej z recenzji pojawił się taki wątek , że ta lalka to jest taki fantom, na którym dziecko może przetestować w bezpieczny sposób odejście matki. Ale nie wiem, czy nie jest to nadinterpretacja ze strony widza. Nie jestem pewna, czy my obie miałyśmy w trakcie robienia tych zdjęć takie odczucia.

Ta praca przywołuje niepokój i myśli: „co mam powiedzieć dziecku na temat śmierci, skoro sama mam wątpliwości ”… I „co ono zrobi, jak mnie już nie będzie”…

Najgorsze, że nie ma żadnej prawdy, którą można przekazać. Nienawidzę tego. Miałam taki sen… Śniło mi się, że się obudziłam i leżałam obok Jaśka i powiedziałam do niego w tym śnie: „Jasiek, straszne, śniło mi się, że żyje w takim świecie, w którym nie wiadomo, co jest po śmierci”. I nie było żadnego wyjaśnienia, potem naprawdę się obudziłam. Sytuacja z tego snu była dziesięć razy bardziej racjonalna niż nasza rzeczywistość.

Aneta Grzeszykowska
z serii Mama, 2018 – tusz pigmentowy na papierze bawełnianym, odbitki srebrowe, 36 x 50 cm 
dzięki uprzejmości artystki i galerii Raster

Zuzanna Janin zwróciła uwagę, że w sztuce jest bardzo mało ikonografii dziewczynek i nastolatek. Ty taką sztukę robisz.

Uważam moją sztukę za bardzo feministyczną, ale mam wrażenie, że ona idzie innym torem niż ta konwencja. Myślę, że temat macierzyństwa, który zaczyna się pojawiać, bo choćby Wy go przerabiacie, to jest w ogóle główny temat. Nie tylko w aspekcie podkreślania takiej linii kobiecej, dziedziczenia. Ja bardzo się cieszę, że mam córkę, ale nie czuję takiej bardzo wyraźnej linii kobiecej w moim życiu. Mój tata też był dla mnie bardzo ważny i nie chcę być jednotorowa w moim postrzeganiu feminizmu. Takie jest moje doświadczenie, mam też świadomego partnera…

Mówisz, że u Ciebie życie przekłada się na sztukę, tak jakbyś je analizowała poprzez pracę artystyczną. Czy to działa też w drugą stronę –  czy to, co się dzieje na płaszczyźnie sztuki, przekłada się na relacje?

My w domu nie jesteśmy cały czas artystami. Jesteśmy rodzicami. Praca dzieje się, tak jak mówiłam, przy okazji, jest gdzieś schowana, nie jest pierwszoplanowa. Jednocześnie, sztuka rzeczywiście karmi się naszym życiem, pnie się po nim jak bluszcz. Inaczej,  jakiejś samodzielnej  sztuki-rośliny nie dałoby się wyhodować. Czy ja jakoś analizuję to z Franką? Nie, chyba w ogóle się tym nie zajmujemy, bo najbardziej zajmujemy się Franką. Myślę, że dzieci powinny się od nas oddzielać, że one mogą być naszym światem, ale my nie powinniśmy być całym światem dla nich, że one muszą konstruować własny świat, więc staram się nie absorbować Franciszki własną osobą.

Aneta Grzeszykowska
z serii Mama, 2018 – tusz pigmentowy na papierze bawełnianym, odbitki srebrowe, 36 x 50 cm 
dzięki uprzejmości artystki i galerii Raster


wywiad online, 8 marzec 2021, w ramach projektu Moja matka moja córka

***

Wystawa w BWA Krosno: 3 października 2021 do 9 stycznia 2022

Rozmowy z artystkami:

http://www.bwakrosno.pl/aktualnosc-357-moja_matka_moja_corka.html

http://www.bwa.tarnow.pl/3,931,aktualnosci,moja-matka-moja-corka.html