Preludium do tej wystawy, widocznym jeszcze przed wejściem do głównej sali tarnowskiego BWA, są monochromatyczne rysunki w różnych formatach, wiszące w typowych, drewnianych ramach. Mogłyby zapowiadać konwencjonalną ekspozycję: pełne oświetlenie, rozmieszczone na ścianach prace i spacerująca od obrazu do obrazu publiczność. Jest jednak inaczej. Pierwsze wrażenie po przejściu w głąb sali to trudny do opisania niepokój. Wolna przestrzeń, na ścianie rytmiczna sekwencja luźnych kartek z zeszytów pokrytych rysunkami. Rozbłyski z rzutnika raz za razem przerywają półmrok. Sala jest pusta, ale ta pustka ma ciężar. Przejmujące odczucie próżni po chwili mija, od razu rzuca się bowiem w oczy główny komponent wystawy: czarny prostokąt zajmujący znaczną część podłogi. Margines pozwalający na swobodne przemieszczanie się zwiedzających wokół prostokąta jest w stosunku do niego samego bardzo wąski, a mimo to zachęca do obejścia tej niespodziewanie dużej formy i obejrzenia jej z różnych perspektyw. Prostokąt oświetlony jest punktowo jednym asymetrycznie ustawionym reflektorem, co uwidacznia aksamitną fakturę figury geometrycznej, przeniesionej wprost ze świata euklidesowej matematyki lub mistycznej wyobraźni Kazimierza Malewicza. Refleksję nad transcendentną potęgą abstrakcji musi przerwać świadomość materiału, z jakiego artysta stworzył pracę. Czworokąt o wymiarach 7 na 8 metrów został usypany z sadzy. I tu pojawia się pierwsze ze skojarzeń wykraczających poza obszar sztuki – Grzegorz Hańderek urodził się w Zabrzu, dziś jest wykładowcą i rektorem Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, całe jego życie jest więc związane ze Śląskiem. Sadza jako uciążliwy produkt niepełnego spalania węgla i składnik smogu była na Śląsku wszechobecna w latach rozkwitu przemysłu górniczego. Jej niszczące działanie jest powszechnie znane[1] Hańderek podkreśla jednak, że warto sobie uprzytomnić, iż w skali istnienia naszej planety czas wydobycia węgla na Śląsku to zaledwie mgnienie, teren ten był bowiem przez miliony lat porośnięty lasem. Tę konstatację zainspirowała wystawa Kiedy węgiel był zielony Ludwika Holesza, śląskiego artysty nieprofesjonalnego. Zob. Kiedy węgiel był zielony – twórczość Ludwika Holesza, https://muzeum.bytom.pl/?exhibition=kiedy-wegiel-byl-zielony-tworczosc-ludwika-holesza, [dostęp: 23.04.2025] (Z rozmowy przeprowadzonej z artystą przez autorkę recenzji w przestrzeni wystawy 28.03.2025)..

Sadza, co wydaje się mniej oczywiste, jest również pigmentem używanym w sztuce. Wszystkie prace na wystawie, także te pionowo wiszące na ścianach, Grzegorz Hańderek stworzył przy jej użyciu. I o ile rysowanie sadzą na papierze można uznać za tradycyjną technikę artystyczną, o tyle zastosowana przez niego metoda wykonania czarnego prostokąta jest wyjątkowa.

W długim, medytacyjnym procesie przypominającym sypanie mandali, twórca przesiewał sadzę przez sito w geometrycznie wyznaczonych granicach. Czynność ta wymagała całkowitego skupienia: powstać miała możliwie jak najcieńsza warstwa, równomiernie pokrywająca powierzchnie podłogi czarnym pyłem. Płaska, bez smug, bez prześwitów, bez śladu działania artysty. Poruszające się chaotycznie drobiny sadzy przybrały harmonijną formę, na czas wystawy zostały okiełznane przez artystę. Poczucie spokoju i transcendencji w zasadzie mogłoby zamknąć temat tej zrealizowanej w nurcie site-specific pracy. Takie rozwiązanie komplikuje tytuł wystawy, zaproponowany przez jej kuratorkę, Martę Lisok. Podmuch – a więc nagły ruch, nieoczekiwany zwrot akcji. Gdyby zatem z medytacyjnego nastroju wybił nas jeden silny podmuch wiatru, kiedy wielka, unieruchomiona na podłodze forma zostaje poruszona, a sadza miesza się z powietrzem, wypełniając całe wnętrze i upośledzając widoczność? Taka perspektywa uniemożliwia wzrokową percepcję, jak w takim razie odnosi się do tej wystawy pojęcie „sztuk wizualnych” – czy przypadkiem nie zostaje właśnie zakwestionowane? Fiński teoretyk architektury Juhani Pallasmaa zwraca uwagę na to, że w projektowaniu i w odbiorze architektury niesłusznie dominuje zmysł wzroku[2]Patrz: J. Pallasmaa, Oczy skóry. Architektura i zmysły, Kraków 2012.. Podobnie można myśleć o oddziaływaniu sztuki. Na co dzień nie myślimy o tym, jak ważny jest dotyk – zmysł, który w przeciwieństwie do wzroku opiera się na bezpośrednim doświadczeniu, nie zadziała z dystansu. Co by było, gdyby white cube – biały sześcian z modernistycznej tradycji wystawiennictwa – stał się choć na chwilę czarnym sześcianem wypełnionym przez cząsteczki węgla? Metaforą sytuacji, w której antropocentryczna nowoczesność, gdy człowiek bez umiaru ingerował w otaczający go świat, przekształca się w posthumanistyczny czas płynnego współistnienia bytów? To tylko niektóre z pytań i wątpliwości, jakie budzi ta niezwykła wystawa.

Wspomniane już rysunki na zeszytowych kartkach, przypiętych bezpośrednio na ścianie to minimalistyczne kompozycje urzekające bogactwem wyrazu, jaki daje jeden tylko, najciemniejszy pigment. Abstrakcyjne rysunki mają charakter impresji. Z kilku z nich wyłaniają się idealne bryły nasuwające kosmiczne skojarzenia. Kartki wyrwane z zeszytów odnoszą się do czasu dzieciństwa, umysłu w stanie tabula rasa: wtedy dopiero uczymy się funkcjonować w świecie, odkrywamy, co nas interesuje, a co odrzucamy.

Istotna częścią tarnowskiej ekspozycji jest film wyświetlany z rzutnika (współpraca: Dominik Ritszel i Jakub Mokrzysiak). Jego warstwą dźwiękową są ledwie słyszalne, lecz przenikliwe i na swój sposób kojące trzaski zakurzonej igły na płycie analogowej. Film w większości składa się z obrazów typu found footage. Jego kadry balansują między makro- a mikroskalą, światem rzeczywistym a abstrakcją. Można pozwolić by film był audiowizualnym tłem, wzmagającym działanie instalacji Hańderka, można również obejrzeć go w skupieniu i dać się wciągnąć w jego bezforemny, zmienny przebieg.

Całość ekspozycji wpisuje się we wnętrze galerii bardzo harmonijnie, tworząc określoną sytuację przestrzenną, mimo że prac sensu stricto przestrzennych na tej wystawie nie ma. Proporcje jej elementów, łącznie z układem rysunków, położeniem reflektorów i lokalizacją siedzisk dla zwiedzających, są świetnie wyważone. Odnalezienie się w tej przestrzeni jest dzięki temu intensywnym przeżyciem, ćwiczeniem w odbiorze rzeczywistości, w której człowiek nie jest jedyną siłą sprawczą.
Grzegorz Hańderek Podmuch
kuratorka: Marta Lisok
BWA Tarnów – Pałacyk Strzelecki, ul. Słowackiego 1
6.03 – 4.05.2025
Przypisy
1. | ↑ | Hańderek podkreśla jednak, że warto sobie uprzytomnić, iż w skali istnienia naszej planety czas wydobycia węgla na Śląsku to zaledwie mgnienie, teren ten był bowiem przez miliony lat porośnięty lasem. Tę konstatację zainspirowała wystawa Kiedy węgiel był zielony Ludwika Holesza, śląskiego artysty nieprofesjonalnego. Zob. Kiedy węgiel był zielony – twórczość Ludwika Holesza, https://muzeum.bytom.pl/?exhibition=kiedy-wegiel-byl-zielony-tworczosc-ludwika-holesza, [dostęp: 23.04.2025] (Z rozmowy przeprowadzonej z artystą przez autorkę recenzji w przestrzeni wystawy 28.03.2025). |
2. | ↑ | Patrz: J. Pallasmaa, Oczy skóry. Architektura i zmysły, Kraków 2012. |