Po paryskim Place de la Nation spacerują warany z Komodo. Gdzie indziej nieopodal zestawu znaków zodiaku zobaczymy menorę, gwiazdę Dawida i tajemniczą tarczę ze szczupakiem. Na kolejnej rycinie pośród ścian kamieniołomu widnieje stela nagrobna z wyrytą datą urodzenia. Datę śmierci tworzą tylko dwie pierwsze cyfry. Temu znakowi potencjalności po raz kolejny towarzyszy motyw szczupaka wpisany w tarczę. Zawiera ona symbole twórczości artystycznej: prasę graficzną, paletę malarską i rzeźbiarski młoteczek. Ów szczupak, w języku niemieckim der Hecht, to nazwisko bohatera tego tekstu – niemal zapomnianego w naszym kraju łódzkiego malarza, grafika i rzeźbiarza – Józefa Hechta. Przyjrzyjmy się bliżej jego drodze twórczej.
Przyszły autor miedziorytu Lew na polowaniu urodził się 14 grudnia 1891 roku w Łodzi jako syn kupca tekstylnego. Jego rodzina była wyznania mojżeszowego. Po ukończeniu siedmioklasowej Szkoły Handlowej w Brześciu Litewskim młody Mojżesz Józef w wieku niespełna 18 lat podjął studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Tutaj uczył się pod kierunkiem mistrzów, którzy na trwałe zapisali się w historii sztuki polskiej. Malarstwo i rysunek poznawał w pracowni Wojciech Weissa, w technikach graficznych zaś szkolił go jeden z ojców nowoczesnej grafiki – Józef Pankiewicz. Otrzymywał oceny bardzo dobre i celujące, uzyskując dodatkowo szereg medali i nagród pieniężnych. Jednymi z pierwszych artystycznych jaskółek, zwiastujących kierunek rozwoju Hechta, były obrazy namalowane pod koniec studiów. W Pejzażu ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie łatwo dostrzeżemy skłonność artysty do rygorystycznego budowania kształtów w oparciu o niezwykle do siebie podobne, szerokie pociągnięcia pędzla.
Już jako student artysta zaczął zwiedzać Europę, docierając między innymi do Wiednia i na Capri. Wybuch I wojny światowej zastał go w Berlinie. Jako poddany carskiej Rosji musiał opuścić Niemcy. Otrzymał zgodę na wyjazd do neutralnej Norwegii, gdzie osiadł w miejscowości Asker położonej nieopodal Kristianii (obecnego Oslo). Oś twórczości Hechta stanowiły wówczas pejzaże. W stosunku do obrazów studenckich nastąpiło w nich pewne rozluźnienie rygoru formalnego, a poszczególne plamy barwne stały się bardziej zróżnicowane. Łodzianin wyzwolił ponadto swój talent kolorysty. W grafice, obok miedziorytu, eksperymentował także z drzeworytem. Jakże odmienne były efekty tworzone w tym medium! W drzeworytniczym świecie wykreowanym przez Hechta nie panowały zwyczajne prawa natury. Obłe, organiczne formy płynęły od ziemi do nieba, łącząc żywioły wirujące we wspólnym rytmie. Zatracała się granica między wijącymi się roślinami a chmurami. Ta oniryczna baśń znalazła wkrótce odzwierciedlenie z obrazach z początku lat 20., takich jak Leda czy Chmury.
2 grudnia 1919 roku artysta powrócił do rodzinnej Łodzi, gdzie zamieszkał u rodziców, w mieszkaniu przy ulicy Piotrkowskiej 92. Nie zabawił tu jednak długo. Już w maju następnego roku wyjechał do Paryża, gdzie miał – jak się później okazało – osiąść na stałe. Zamieszkał w dzielnicy artystów Montparnasse. Przy tej samej ulicy działali między innymi Pablo Picasso i Amedeo Modigliani. Dość bliskimi sąsiadami Hechta stali się także inni emigranci z Polski – Mela Muter, Leopold Gottlieb i Mojżesz Kisling. Wraz z artystami wywodzącymi się ze środkowoeuropejskiej diaspory żydowskiej Hecht wziął w 1922 roku udział w 1. Międzynarodowej Wystawie Nowej Sztuki w Düsseldorfie. Także z tym okresem jego życia wiąże się istotny akcent skandynawski. W stolicy świata sztuki poznał bowiem Szwedkę Ingrid Sofię Morssing. Ze związku z nią, jeszcze przed zawarciem związku małżeńskiego, urodził się syn Henri Joseph.
W Paryżu artysta w pełni wyzwolił w sobie dostrzegalną już wcześniej skłonność do świadomej prymitywizacji kształtów. Nie będąc tak zwanym twórcą naiwnym, zwrócił się w kierunku prostoty i syntezy. W malarstwie, począwszy od paryskich pejzaży z połowy lat 20., zapanowała niepodzielnie płaska, intensywna plama barwna i syntetyczny kształt. Na pozbawionych ludzi, szarosrebrzystych uliczkach Paryża malowanych około 1925 roku zagościł nadrealny klimat. To zupełnie inny Paryż niż ten, który kojarzymy chociażby z kabaretem Moulin Rouge. Jest on natomiast bliski w nastroju do twórczości Maurice`a Utrilla. Szczytowymi osiągnięciami Hechta w latach 20. i 30. były obrazy takie jak tajemnicza, buzująca pierwotną siłą witalną Dżungla. Kompozycje jak Paryski ogród botaniczny, czy Wodospad, wzbudziły w widzach i krytykach skojarzenia z malarstwem Henriego „Celnika” Rousseau.
W grafice żywiołem Hechta była linia a techniką wyrazu artystycznego miedzioryt. Podobnie jak niegdyś William Blake, łódzki artysta przywiązywał niezwykłą wagę do konturu. Ten definiujący formę zarys przedmiotu służył mu jednak nie tylko do konstruowania form, ale również do nasycania ich treścią i ekspresją. Grafik i uczeń Hechta – Stanley William Hayter – słusznie zauważył, że polski artysta „widział charakter życia w samej linii”, nie ograniczając się wyłącznie do opisywania kształtów świata za pomocą śladów rylca. Wydaje się, że Hecht odczuwał linię jako metaforę życia. Właśnie dlatego rytowane przez niego sylwetki zwierząt są pełne witalności i wdzięku. Pomimo niezgodności drobnych detali budowy anatomicznej jego łani, lwów, tygrysów czy słoni z prawdą atlasów zoologicznych, artyście zawsze udawało się uchwycić istotę ruchu i charakteru danego zwierzęcia. Talent obserwatora dostrzegającego esencję rzeczy szedł w parze z wyczuciem potencjału dekoracyjnego giętkich i sprężystych linii. Sylwetkę zwierzęcia wypełniał niekiedy, jak w Wielkim bizonie, analogicznie stylizowanymi formami, markującymi pukle sierści. Powtarzalność finezyjnie poprowadzonych kresek dodawała jego pracom wyrafinowanej elegancji.
Wrodzony talent i zmysł obserwacji to jedno. Nie zapominajmy jednak o rzemieślniczej rutynie, precyzji i pracowitości. Tych z pewnością nie brakowało Hechtowi. Wydał osiem tek graficznych i aż cztery poświęcił w całości zwierzętom. Cechowała go ogromna świadomość stosowanych środków technicznych. W Rozprawie o rytownictwie opisał tajniki graficznego rzemiosła, dzieląc się z artystami praktycznymi radami wypływającymi z jego pracy twórczej.
Pracowitość i skrupulatność zostały docenione. W latach 30. artysta z sukcesem wystawiał w Paryżu, między innymi w Galerie Zak, galerii Berthy Weill i Galerie Stein. Eksponował również swoje dzieła na dużych prezentacjach zbiorowych sztuki współczesnej na przykład na wystawie Les artistes de ce temps, zorganizowanej w 1934 roku w paryskim Petit Palais. Rok wcześniej jego twórczość mieli okazję poznać miłośnicy sztuki ze Stanów Zjednoczonych. Dla artysty była to natomiast szansa do odbycia podróży do San Francisco. W latach. 30. Hecht, nota bene autor znakomitych rzeźb o tematyce animalistycznej, związał się uczuciowo ze szwedzką rzeźbiarką Daną Ellen Bilde. Poślubił ją w maju 1937 roku.
Po wkroczeniu nazistów do Francji legitymujący się pochodzeniem żydowskim artysta wyjechał z Paryża. W 1940 roku zamieszkał w Banyuls-sur-Mer przy granicy hiszpańskiej, aby następnie osiąść w małej wiosce Magnieu w Sabaudii wraz z drugą żoną i synem. Pracował tam jako robotnik rolny. Ponieważ nie posiadał dostępu do prasy graficznej, malował, rysował i rytował na zdobytych z trudem niewielkich blachach miedzianych. Po powrocie do Paryża wciąż eksperymentował w zakresie grafiki warsztatowej i wystawiał. Jeszcze w 1951 roku wykonał pięć nowych miedziorytów, w tym Młodego myszołowa. 19 lipca tego roku zmarł na atak serca. Śmierć zastała go w swoim atelier podczas planowania wyjazdu do Szwecji.
Pogoń drapieżnika za uciekającym zwierzęciem to motyw powracający wielokrotnie w twórczości Hechta. Którym z aktorów tego życiowego dramatu był Hecht, wciąż pozostający w kreatywnej pogoni za pięknem? Jako niestrudzony piewca życia afirmował witalność w jej wielu przejawach. Pejzaże łodzianina koronuje niekiedy tęcza – znak harmonii świata, w którym każde istnienie ma swoje własne miejsce. Harmonii, w którą Hecht zdawał się nieprzerwanie wierzyć. Jedyny znany mi wyłom w nuconej przez niego pieśni na cześć uroków egzystencji jest płótno Ostatnia plaga z 1946 roku, naznaczone piętnem wojennych doświadczeń. Ale i na nim ludzie i zwierzęta zostali zrównani w swoim tragicznym losie.
O wyjątkowym świecie wykreowanym przez tego wybitnego twórcę opowiada wystawa Józef Hecht. Artystyczne żywioły, którą można oglądać w Muzeum Miasta Łodzi do 15 grudnia tego roku. Prezentację podzielono na trzy 3 części. Dotyczą one trzech nieintuicyjnie rozumianych żywiołów. Podróże, naturę i grafikę potraktowano jako trzy wielkie artystyczne wektory, napędzające twórczość Hechta. Kolory ścian, kotar, a nawet puf dialogują kolorystycznie z wystawionymi dziełami. Dwustronna Dżungla „”patrzy”” przez otwór w ściance działowej na dwie części wystawy. Nieopodal na ścianie wyświetlane są ponadto animowane zwierzęta wzorowane na bohaterach rycin Hechta. W ostatniej sali znalazł się również powiększony przedruk jego fenomenalnej, wspomnianej na wstępie artykułu sygnatury ze szczupakiem. Dodając do tego wyśmienicie zaprojektowane materiały promocyjne, otrzymamy perfekcyjną całość. Ekspozycji towarzyszy pięknie i pieczołowicie wydany katalog.