Początki bywają trudne. A jak Pani je wspomina? Pamięta Pani swoje pierwsze zlecenie związane z projektowaniem? Towarzyszył temu stres, szczęście, ekscytacja?
…A jak jest obecnie?

Początki bywają trudne szczególnie w momencie zderzenia się z technologiami. Dla początkującego projektanta, który stawia swoje pierwsze kroki w branży projektowej trudnością może być odnalezienie się w technologiach drukarskich, produkcyjnych, znajomości materiałów, nośników, rodzajów druku. Wiedza o składzie i przygotowywaniu plików graficznych może być z początku przytłaczająca. Trzeba sobie wypracować dobre nawyki higienicznej pracy, pracy z plikiem. Ale człowiek najlepiej uczy się na błędach. Ja mam naturę dociekliwą, więc gdy przytrafi się problem, próbuję go rozwiązać. Uczymy się całe życie i to jest fascynujące.

Lubię nowe wyzwania, nowe tematy i im trudniej, tym lepiej, tym większą mam satysfakcję i większe chęci do pracy. Oczywiście łączy się to ze stresem, bo projektowanie przez to, że zawiera w sobie wiele aspektów, bywa niekiedy stresujące.

Śmiejemy się czasem ze znajomymi z branży, że mamy podobne sny na jawie – po przekazaniu plików do druku, śnią nam się strony pdf, że jest jakiś błąd lub literówka. Zdarzy się, że wczesnym rankiem sprawdzam w komputerze te strony, czy wszystko jest OK. Chyba nigdy nie ma takiego błogiego spokoju. Dopóki nie zobaczę i nie wezmę do ręki świeżo przywiezionej książki z drukarni, jest stres. Podobnie jest z przesyłaniem projektu do klienta. Zanim wcisnę klawisz „wyślij”, w głowie pojawia się pytanie: „czy wysyłać?”, „czy się spodoba?”. Artyści i projektanci często wątpią w siebie, w swoje umiejętności. Nieważne, czy jest się założycielem kultowego studia graficznego w Nowym Jorku, czy dopiero stawiającym swoje pierwsze kroki projektantem. Właśnie dlatego lubię czytać wywiady z moimi ulubionymi projektantami ze świata, wiele można się z nich dowiedzieć i często okazuje się, że wszyscy mamy podobne rozterki i podobne podejście do pracy.

Przeglądając strony internetowe natknęłam się na wypowiedź prof. Lecha Majewskiego „Plakat musi krzyczeć, ale inteligentnie”. Co według Pani charakteryzuje dobry plakat?

Plakat powinien być dobrze widoczny na ulicy, powinien być skuteczny i na temat. Powinien charakteryzować się wysokim poziomem plastycznym. Plakat działa na odbiorcę skrótową formą plastyczną, w której zakodowana jest treść przekazu. Trudność polega na tym, aby ten aspekt był jednocześnie poprawny formalnie, mocny w wyrazie, a także skłaniał do pewnego wysiłku myślowego odbiorcę.

Czy nowe media zagrażają tradycyjnym plakatom artystycznym?

Według mnie nie ma czegoś takiego jak plakat artystyczny. Plakat to plakat, afisz to afisz. A nowe media to nie zagrożenie, tylko kolejne narzędzie. Zresztą techniki grafiki warsztatowej przeplatają się z obróbką cyfrową. Przy projektowaniu plakatu rzadko korzystamy tylko z jednego medium. Często łączymy fotografię, obraz malarski, kolaż czy rysunek klasyczny.

Kiedyś plakaty wykonywane były ręcznie, następnie powielane w drukarni, więc i tak podlegały obróbce technologicznej. Wcześniej nie było komputerów, wykonywano plakaty i projekty manualnie, sama tak pracowałam. Nie miałam komputera, a w pracowni plakatu na Akademii był jeden komputer na 20 studentów. Teraz dzięki narzędziom cyfrowym można to zrobić po prostu w krótszym czasie. Za dziwny uważam również podział na komercyjny i niekomercyjny, czyli personalny, osobisty. Przecież te aspekty w życiu codziennym się przenikają i wzajemnie na siebie wpływają, więc takie podziały uważam za sztuczne. Plakat niesłusznie znajduje się w pozycji pomiędzy sztuką a użytkowością, bo plakat to sztuka użytkowa, plakat nie istnieje tylko dla samego plakatu, ale jest informacją skierowaną do odbiorców. Ma na celu informowanie, sygnalizowanie, obwieszczanie. I nie ważne, czy ma zachęcać do kupna parówki, czy do przyjścia na wystawę, rządzi się tymi samymi prawami, jeżeli jest dobrze wykonany. Te prawa to: kompozycja, przekaz kluczowych informacji, skrót myślowy, atrakcyjność wizualna, pomysłowość, prosta i wyrazista estetyka. Plakat jest reklamą wydarzenia czy produktu. Dawniej nie istniały wymogi sponsorskie ani zasady identyfikacji wizualnej. W tej chwili elementem do zaprojektowania stał się pasek z dwudziestoma znakami sponsorów i patronów, trzeba go zakomponować i przemyśleć. Bardzo często jest to spore wyzwanie dla projektanta, bo przecież każdy z tych sponsorów ma swoją księgę znaku i zasady, których trzeba się trzymać.

Jak ocenia Pani rozwój i kondycję plakatu w Polsce? Czym charakteryzuje się polski plakat?

W Polsce projektowanie graficzne i plakat są na takim samym poziomie jak w Holandii czy Szwajcarii. Sztuki piękne, sztuki wizualne to dziedziny uniwersalne. Wpływy światowe przeplatają się, szczególnie w dobie internetu. Projektanci wszędzie myślą podobnie, pracują w tych samych programach, trendy i tendencje są na wyciągnięcie ręki.

Bardziej zastanawiająca jest kondycja świadomości estetycznej polskiego klienta. Tutaj jesteśmy jednak w tyle. Projektant w Polsce często jest tak zwanym operatorem myszki.

Obecnie nie łatwo jest być artystą, nie mam na myśli tylko aspektu ekonomicznego. Co zdecydowało o tym, że postanowiła Pani poświęcić się sztuce? Jaki był pierwszy impuls?

Jeśli chodzi o aspekt ekonomiczny, to artystom nie było łatwo i nie jest. Taka jest smutna rzeczywistość, a w tej chwili w dobie pandemii jest szczególnie trudno.

To prawda, nie jest łatwo być artystą. Ale nie oddzielałabym aspektu ekonomicznego od reszty, bo przecież artysta nie żyje powietrzem, artysta musi zarabiać i z czegoś żyć jak każdy, a w związku z tym, że państwo artystami się nie opiekuje, artyści muszą szukać alternatywnych zawodów. Dużo ludzi robi świetne rzeczy, więc w morzu niezwykłych osobowości i pomysłów bardzo trudno się przebić do mainstreamu. Internet i media społecznościowe w pewnej mierze to ułatwiają i są ważne w promowaniu.

Sztuka i projektowanie towarzyszyły mi od dzieciństwa. Mój tato jest projektantem – architektem wnętrz. W naszym domu spotykali się zaprzyjaźnieni artyści, a tato zabierał mnie na plenery malarskie i do pracowni. W domu lubiłam przyglądać się, jak pracował, patrzyłam, jak rysuje, maluje, w jaki sposób używa narzędzi, farb, rapidografów – było to dla mnie bardzo atrakcyjne i tajemnicze. W domu na półce stały gwasze marki Talens w szklanych słoiczkach. Było ich dużo, miały przepiękne kolory i cudownie pachniały. Próbowałam też naśladować charakter pisma taty, byłam jego psychofanką ☺. Bardzo dużo malował, tworzył asamblaże, fascynował się Tadeuszem Kantorem. Był na wszystkich przedstawieniach Cricot 2. Wśród takiej atmosfery wychowywałam się, wraz z ojcem malowałam i rysowałam, tak więc poszłam w ślady taty zupełnie naturalnie, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym robić coś innego. Ukończyłam tę samą uczelnię, co on – Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Jednak nie od razu myślałam, że zostanę projektantem. W liceum plastycznym również są kierunki projektowe, więc znowu nie mogę podać konkretnego momentu jakiejś przemiany, bo tak naprawdę projektowanie graficzne jest dziedziną multidyscyplinarną. Po ukończeniu liceum plastycznego zdecydowałam się zdawać na malarstwo i nic innego wtedy się nie liczyło. Dopiero na studiach jako dodatkowe zajęcia wybrałam pracownię plakatu.

Od czego zaczyna Pani projektowanie? Jak wygląda u Pani proces przygotowania projektu plakatu? Jak długo trwa? Czy ma Pani wypracowany schemat działania?

Pracuję w bardzo różny sposób, nie mam jednego schematu. Zajmuję się projektowaniem książek, identyfikacji wizualnych, plakatów, opakowań, aranżacji wystaw, animacją, ilustracją.

To sprawia, że do różnych zagadnień różnie podchodzę i inaczej rozpoczynam pracę. Każde z nich ma trochę inną specyfikę, ale też są one ze sobą powiązane. Inaczej wygląda identyfikacja wizualna na przykład dla kliniki dentystycznej, a inaczej dla muzeum. Inaczej również pracuje się z klientem zagranicznym ze względu na różnice kulturowe. Często współpracuję z architektami, czasem jestem w terenie, tak jak podczas pracy przy wystawie zewnętrznej w Oslo, która była bardzo wymagająca technicznie.

Ściśle współpracuję z klientem. Wypracowujemy wspólnie kierunek. Pracuję na materiałach od klienta, brifach, tekstach kuratorskich. Staram się, aby zaproponowany przeze mnie język wizualny jak najbardziej oddawał temat i go komunikował. Czasem zaczynam od szkiców, czasem idę na żywioł. Robię rozeznanie, poszukuję, zanurzam się w temat i po kolei odrzucam to, co się nie sprawdza. Bywa, że przez kilka dni pracuję koncepcyjnie, szukając dobrego pomysłu, a czasami jest tak, że nagle wpadnie coś do głowy.

Nowy projekt zaczynam od myślenia kolorem, najpierw przychodzą mi skojarzenia kolorystyczne. Kolor jest dla mnie bardzo ważny. Lubię stosować nieoczywiste zestawienia, dziwne, ale one muszą wzbudzać emocje, rzucać się w oczy.

Lubię orientować się w materiałach poligraficznych, nowinkach, papierach. Korzystam z wielu wzorników papierów i uszlachetnień druku. To jak półka z przyprawami. W zależności od charakteru projektu dobiera się odpowiednie materiały.

Praca projektanta jest narażona na stres. Nigdy nie ma wystarczająco dużo czasu, żeby pochylić się na dłużej nad tematem. Przy krótkich terminach, gdy ostrze deadline’u wisi nieubłaganie, ten proces trzeba skracać do minimum, a to kosztuje dużo nerwów. Potem dochodzi aspekt produkcyjny, nad którym trzeba czuwać, który często jest żmudny i monotonny.

Jest Pani odpowiedzialna za oprawę graficzną licznych publikacji BWA Tarnów, takich jak katalog Ars moriendi/Sztuka umierania, Błądzić jest rzeczą, Krzewienie kultury. Który z projektów dla BWA był dla Pani największym wyzwaniem?

M: Wszystkie te publikacje są mi bardzo bliskie, to takie moje dzieci. Poświęciłam im dużo pracy. Zawsze pracuję tak, aby efekt końcowy był możliwie jak najlepszy. Moja współpraca z BWA w Tarnowie z Ewą Łączyńską-Widz jest dla mnie bardzo ważna pod wieloma względami. Ewa jest osobą bardzo otwartą, szanuje artystów i ma do nich całkowite zaufanie. BWA promuje ambitne przedsięwzięcia, wymagające dobrych opracowań graficznych, dlatego takie wyzwania mi odpowiadały.

Każdy projekt traktuję jak nowe wyzwanie. Każdy jest inny, dotyczy innego tematu, innego sposobu opowiadania. Za każdym razem jest to coś nowego i ekscytującego, więc towarzyszy temu dreszczyk emocji. Staram się również do swojej pracy podchodzić w sposób nierutynowy. Sprawdzam nowe możliwości, nowe media. Staram się pracować inaczej niż dotychczas i z premedytacją wytrącam się z mojej strefy komfortu. Nie lubię się powtarzać, korzystać z patentów. Szybko niestety się nudzę, to moja wada, więc w pracy i na co dzień wyszukuję sobie nowe bodźce i nowe podejście do tematu – czasem przysparzam sobie tym więcej pracy, ale finalnie konkluzja jest taka, że było warto. W mojej pracy fascynujące jest to, że spotykam ciekawych ludzi, artystów.

Czy w przypadku projektu graficznego książki lub plakatu ma Pani pełną dowolność tworzenia?

Projektowanie jest dziedziną sztuki użytkowej, więc to nie jest tak, że jest to niczym nieskrępowana, radosna twórczość. Chodzi o to, aby znaleźć kompromis pomiędzy pomysłem projektanta, wymaganiami klienta a pewną funkcjonalnością. Oczywiście najlepszy scenariusz to taki, kiedy projektant dostaje wolną rękę, ale jednocześnie szanuje opinię drugiej strony i stara się sprostać pewnym oczekiwaniom, jeżeli te są rozsądne…

Mam to szczęście, że klienci mi ufają i mam komfort pracy. Ale nie zawsze tak było i przypuszczam, że w przyszłości może się zdarzyć taka sytuacja, że klient „będzie wiedział lepiej” i zwyczajnie zepsuje projekt, pod którym nie będę chciała się podpisać.

Zdarza się, że w fazie projektu wstępnego wszystko wygląda świetnie, jestem zadowolona z efektu, wysyłam do klienta dwie propozycje wstępne, a tu taka odpowiedź, że może połączyć jedno z drugim, trochę z tego, trochę z tamtego. To jest samo zło dla projektanta, bo każda z tych propozycji ma zupełnie inną nić narracji i proces dochodzenia do finalnego efektu. To bywa bardzo frustrujące. Wtedy zaczyna się próba negocjacji i przekonywania, że jednak to nie jest właściwa droga. Na przestrzeni ostatnich lat mojej pracy w takich sytuacjach klienci dawali się przekonać, ale są też tacy, którzy zdania nie zmienią. Wtedy praca zamienia się w mękę. Z jednej strony nie chcemy stracić zlecenia, a z drugiej strony – pracuje się wbrew sobie i zapał maleje.

Skąd Pani czerpie inspiracje, projektując?

Dużo szkicuję, ale najczęściej inspiracje czerpię ze zwykłych, codziennych obserwacji, literatury, malarstwa, architektury, mody, sztuki teatralnej, filmu czy muzyki. Czasem inspiracją jest przywołane wspomnienie. Tak na przykład było podczas pracy przy katalogu wystawy Sprawna ręka. Od razu wiedziałam, że w książce muszę na okładce użyć srebrnego hot-stampingu, bo moim wspomnieniem-powidokiem z wystawy malarza Moshe Kupfermana, który jest bohaterem książki, były srebrzące się płaszczyzny zarysowane ołówkiem tak, że pod światło ten ołówek robił taką metaliczną powłokę. Chciałam to za wszelką cenę przemycić na okładce książki.

Wielu moich znajomych zaczyna swoja pracę od przeglądnięcia behance’a czy instagrama. Osobiście tego nie lubię, jest to trochę takie dostawanie gotowców i patentów, a nierzadko bywa to bardzo przytłaczające, bo tych portfolio jest zatrzęsienie, więc człowiek wtedy zaczyna się zastanawiać: „Po co? Przecież wszystko już było i zostało wymyślone”. To mi też uświadamia, jak jest nas dużo i jak pomysłowy potrafi być człowiek, ile pięknych rzeczy powstaje na świecie.

Z którego projektu jest Pani najbardziej dumna? Który z projektów uważa Pani za swój największy sukces artystyczny?

Jest ich wiele, nie mam ulubionego, ale jest jeden szczególny. Książka Quarks, Elephants & Pierogi: Poland in 100 Words.

Pomysł powstał dwa lata temu i nadal go rozwijamy. Razem z zespołem angielskiej sekcji Culture.pl Instytutu Adama Mickiewicza wpadliśmy na pomysł stworzenia publikacji dla cudzoziemców o języku polskim w oparciu o sto polskich haseł starannie wyselekcjonowanych. W ten sposób chcieliśmy budować mocne skojarzenie między językiem a kulturą. Cechą wspólną tych treści miało być to, że będą one opowiadać o języku polskim w kontekście polskiej historii, kultury i sztuki. Powstały przystępnie i dowcipnie napisane autorskie teksty. Każde z haseł zostało przeze mnie zilustrowane w spójnej estetyce w lekko surrealistycznym tonie i psychodelicznym sztafażu. Zależało nam, żeby książka była wyjątkowa i chyba się udało, bo spotkała się z dużym uznaniem, otrzymując nagrody za szatę graficzną oraz ilustrację: tytuł Najpiękniejszej Książki Roku 2019, nagrodę w konkursie Edycja, jako książka Edytorsko Doskonała oraz nominację do Najpiękniejszej Książki Świata 50 Books | 50 Covers, 2019. Poświęcono jej artykuł w niemieckim magazynie „Novum”.

Zdobyła również uznanie wśród lingwistów, o książce napisali między innymi David Crystal – światowy autorytet języka angielskiego – oraz Gaston Dorren – lingwista i poliglota, autor książek LingoBabel.

Praca nad książką była bardzo wymagająca, ale było przy tym bardzo dużo zabawy. Wydaje mi się, że to jest taki projekt marzenie. Miałam zupełną swobodę, wspaniały zespół, z którym się świetnie rozumiemy, więc można powiedzieć o dobrej pracy kolektywnej. W zeszłym roku wokół promocji książki zrealizowałam kilka wystaw między innymi w The Tokyo International Forum w Tokio, w Unternehmen Mitte w Bazylei, w Clapham Library w Londynie.

Ten projekt jest bardzo kompleksowy od strony graficznej – powstała do niego identyfikacja wizualna identyfikacja od szaty graficznej i składu książki, materiały promocyjne, outdoor, aranżacje wystaw, animacje – i cały czas jest kontynuowany. Czasowo jest to najdłuższy temat, nad którym pracowałam. Książka jest tłumaczona na kolejne języki.

Rada dla osób myślących o zawodzie projektanta graficznego?

Moje rady są bardzo praktyczne.

Wydaje mi się, że niczego nie da się zrobić, idąc na skróty, trzeba się do czegoś przyłożyć i wysilić, żeby osiągnąć zadowalający efekt. Samo nie przyjdzie. Jeżeli chce się projektować książki, to trzeba dobrze poznać programy graficzne do składu, poznać zasady typografii, zasady druku.

Młody projektant, kończąc studia, ma cały rok na wykonanie projektu dyplomowego. To taki przywilej, którego w prawdziwym życiu nie uświadczy – nie ma na to zwyczajnie czasu. Terminy są krótkie, więc trzeba sprawnie operować narzędziami, aby zmieścić się w czasie.

Trzeba dobrze opanować warsztat, bez tego ani rusz, pracy nikt za Ciebie nie zrobi, owszem udzieli rady i pomoże, ale pracodawcy oczekują od projektanta samodzielności.

Próbować nowych wyzwań i podnosić sobie poprzeczkę, brać udział w konkursach – nie chodzi o wygrywanie tylko narzucanie sobie pewnych zagadnień projektowych i terminów, ewentualnie potem taki projekt można sobie wrzucić do portfolio.

Próbować różnych tematów, bo tylko w ten sposób nabiera się doświadczenia i w ten sposób można odkryć, w czym jest się dobrym; czy lubi się pracować w zespole, czy może jest się samotnikiem. Kolejna przydatna rzecz to umiejętność opowiadania o projekcie i o swojej pracy. Bycie świadomym kroków i decyzji podejmowanych w trakcie projektowania. Projektowanie graficzne nie polega jedynie na znajomości programów komputerowych. Ważna jest biegłość rysunkowa, typograficzna, kompozycyjna. Myślenie holistyczne. Trzeba systematycznie budować portfolio i wysyłać CV. Praca w studiu graficznym czy agencji pozwala obcować z doświadczonymi projektantami, od których można się sporo nauczyć.

Moja ścieżka projektowa była różnorodna, niekiedy wyboista, ale dzięki temu zdobyłam doświadczenie, a porażkę zawsze staram się zamienić w sukces. Dzięki temu uważam moją pracę za interesującą i pociągającą. Mam wielkie szczęście, bo kocham to, co robię.


Magdalena Burdzyńska

Malarka, projektantka graficzna, ilustratorka. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Jej prace prezentowane były na wielu wystawach, zarówno indywidualnych jak i zbiorowych, w Polsce i zagranicą. Autorka licznych projektów graficznych wydawnictw m.in.: Tadeusz Różewicz, Adam Hawałej, „Śmietnik”( Najpiękniejsza Książka Roku 2016), Moshe Kupferman/Marek Chlanda „Sprawna ręka”, (nominowana do Najpiękniejszej Książki Roku 2016), „Quarks, Elephants & Pierogi: Poland in 100 Words” (Najpiękniejsza Książka Roku 2019, nagroda w konkursie „Edycja”, jako książka Edytorsko Doskonała, nominowana do Najpiękniejszej Książki Świata 50 Books | 50 Covers).