„Śliwka? Nie znam.” Anonimowość tej postaci musi dziwić – to jedna z najznamienitszych projektowych osobistości w Polsce. Karol Śliwka jest jedynym Polakiem wymienionym w prestiżowej, międzynarodowej publikacji „Logo Modernism”, plasując się tym samym wśród ośmiu najważniejszych autorów znaków graficznych, obok m.in. Paula Randa czy Yusaku Kamekury. Mimo to, we własnym kraju pozostaje w zasadzie nieznany. Zmienić to miała zorganizowana przez Muzeum Miasta Gdyni w 2018, w ramach piątej odsłony cyklu „Polskie Projekty Polscy Projektanci”, największa jak dotąd, prezentacja prac tego artysty. Kolejna odsłona wystawy aktualnie prezentowana jest w Instytucie Dizajnu w Kielcach (do 19 maja 2019).

Preludium do ekspozycji głównej stanowią prace polskich grafików nowej generacji zatytułowane „Jak Śliwka w kompot – polscy ilustratorzy Karolowi Śliwce” (również prezentowana w Kielcach). Zaproszeni trawestują w nich najważniejsze dzieła swojego projektowego guru. Po tym hołdzie współczesnych, nadchodzi czas samego mistrza. Wstęp to prezentacja pierwszych poczynań w jego artystycznej karierze. Zaczynał jak większość w latach 50-tych – od studiów na warszawskiej ASP, o czym świadczą załączone rysunki i obrazy. Stopniowo, wraz z kolejnymi sukcesami natury projektowej, zaczął odchodzić od tradycyjnych dyscyplin sztuki, by ostatecznie zająć się wyłącznie grafiką użytkową.

fot. Michał Jaroń, materiały prasowe ID KIELCE

Minimalizm, synteza, skrótowość i płaska, czarna plama to graficzne atrybuty Karola Śliwki. Projektowane przez niego znaki – określenia logo nie lubił – mają za zadanie przekazywać najważniejsze informacje w możliwie najprostszej formie. Proces twórczy mocno opierał się na pracy manualnej i geometrii, a dojście do ostatecznej wersji poprzedzały liczne szkice, co zostało na wystawie mocno zaakcentowane. Przy gotowych projektach umieszczono ich koncepcje, wyeksponowano też narzędzia graficzne artysty.

Jednak celne pomysły nie muszą być gwarancją sukcesu. Niezbędna jest jeszcze pokora i pracowitość, a tych Śliwce odmówić nie sposób. Przez lata artystycznej działalności stworzył ponad 400 znaków, a w swoich najbardziej twórczych okresach potrafił wykonać ich nawet 20, i to zaledwie w ciągu miesiąca. Angażował się nie tylko w projekty przemysłowe, ale także społeczne; tworzył nie tylko znaki, a również etykiety, opakowania i plakaty. Owocem tej wytężonej pracy są identyfikacje funkcjonujące do dzisiaj, m.in.: banku PKO, Instytutu Matki i Dziecka, wydawnictwa WSiP, Adamedu.

fot. Michał Jaroń, materiały prasowe ID KIELCE

Jego pracom nie brak inteligentnego dowcipu, czy trafnej puenty. Najlepszym tego dowodem jest znak warszawskiej „Urody”. Tak mówił o nim sam artysta: „Tak. To jest mój ulubiony znak. Muszę powiedzieć, bo zawsze się mnie pytali: A co to przedstawia, jaki to kwiat, co zrobiłem? (…). A ja mówię: To żaden kwiat, żadna róża, to jest po prostu dama, która ma lisa koło szyi (…). Ma głupią główkę, małą, prawda, i ten kołnierz z lisa. Taki jest skrót tego znaku.” Błyskotliwym humorem odznaczają się także jego plakaty, choćby te na temat bezpieczeństwa pracy. Widok Wenus z Milo z dopiskiem „chroń ręce” – bezcenne.

fot. Michał Jaroń, materiały prasowe ID KIELCE

Odbiór wystawy i reakcje zwiedzających różniły się w zależności od wieku widza. Podczas gdy młodzi widzieli tylko genialną część projektową, tym nieco starszym prace przypominały czasy własnej młodości. Kultowe opakowania słodyczy Wedla czy linii kosmetyków Wars przywodziły na myśl niegdysiejsze, rozchwytywane rarytasy. Opisy poszczególnych projektów również okazują się dla nich zbędne – na pierwszy rzut oka rozpoznawali je i kiwali głowami, jakby mówiąc: „O! To znam, to pamiętam.” Obrazy z przeszłości stworzyły osobliwą więź z artystą, otwierając tym samym nowy wymiar ekspozycji, niedostępny dla reszty.

Czy wystawa spełniła swoje zadanie? Czy twórczość Karola Śliwki zostanie nareszcie zasłużenie doceniona? Ufam, że tak. Dorobek artysty zasługuje na to, by usłyszeć: „Śliwka? Oczywiście, że znam!”.


Artykuł powstał na bazie tekstu napisanego pod kierunkiem Katarzyny Górowskiej,  nagrodzonego Grand Prix w Ogólnopolskim Biennale „Pejzaż ludzki” im. Józefa Czapskiego organizowanego przez Zespół Państwowych Szkół Plastycznych w Krakowie.