Wystawa w Galerii Domu Norymberskiego zainspirowana została postacią bardzo mało znaną nie tylko w Polsce – bo tak z ręką na sercu, kto wie, kim była Lilly Reich? Kobieta o kwiecistym imieniu i znaczącym nazwisku. Niemiecki rzeczownik „das Reich” oznacza ‘królestwo’, a królestwo Lilly jest z początków XX wieku. Urodziła się w 1885 roku w Berlinie i była jedną z tych, które realizowały w swoim życiu nowy model kobiety – niezależnej, posiadającej prawo do głosowania, seksualnie wyzwolonej, profesjonalistki w twórczym zawodzie. Była także jedną z tych, których dorobek został na dziesięciolecia zapomniany, a jej oryginalne dokonania przypisane mężczyźnie. Zresztą, mężczyźnie zajmującemu ważne miejsce w historii XX-wiecznej architektury i dizajnu, ostatniemu dyrektorowi Bauhausu, Ludwigowi Miesowi van der Rohe, z którym przez lata była prywatnie i zawodowo związana. Tytuł wystawy Uchylić fałdy zasłon. Lilly Reich bezpośrednio przywołuje zasłony, które Reich wykorzystywała jako sposób dzielenia i kształtowania przestrzeni ekspozycyjnej i mieszkalnej, ale zasłona symbolicznie zawsze coś przesłania, choćby to był tylko widok z okna. Podobnie fałda, zmarszczenie gładkiej powierzchni nie musi spełniać tylko dekoracyjnej funkcji, może również coś skrywać we wnętrzu. Może ducha „kobiety, która chce być tym, czym jest i nie chce wyglądać na to, czym nie jest”, jak pisała Reich.
Lilly Reich swoją karierę zaczęła mało spektakularnie od haftowania, szycia, projektowania mody i sklepowych witryn, żeby z czasem stać się autorką pionierskich w swojej formie wystaw, ikonicznych dzisiaj mebli i przestrzeni mieszkalnych, jak na przykład willa rodziny Tugendhadt w morawskim Brnie. Jako pierwsza kobieta została wybrana do Rady Zarządzającej Deutscher Werkbund, organizacji zrzeszającej niemieckich architektów, projektantów, która wywarła znaczący wpływ na rozwój modernistycznego projektowania w Niemczech. Kiedy spotkała Miesa van der Rohe była już dojrzałą kobietą, cenioną projektantką. Żyła jednak w rzeczywistości, w której to jeszcze ciągle mężczyźni dostawali najlepsze zlecenia i realizowali największe projekty. Związek z Miesem oznaczał więc nowe zawodowe wyzwania i możliwości. Razem stworzyli między innymi nowatorski projekt kawiarni „Aksamit i jedwab” na wystawie Die Mode der Dame w Berlinie w 1927 roku, niemiecki pawilon na Wystawie Światowej w Barcelonie w 1929, domy dla fabrykantów Lange i Esters w Krefeldzie i wspomniana już Willę Tugendhadt – symbol modernistycznej architektury. Reich jeszcze zdążyła przez chwilę objąć kierownictwo nad warsztatami tkackimi oraz pracownią projektowania wnętrz w Bauhausie, zanim ich współpracę zakończyło przejęcie władzy przez Adolfa Hitlera i emigracja Miesa do USA, gdzie rozpoczął drugą część swojej naznaczonej licznymi sukcesami kariery, tym razem bez niej. Reich odwiedziła Miesa w Stanach tylko raz. Nie doczekała się od niego słów zachęcających ją do pozostania, więc wróciła do Niemiec w przeddzień wybuchu wojny i lojalnie zajęła się zabezpieczeniem europejskiego archiwum architekta, które po wojnie wysłano za ocean. Na szczęście wśród skrzyń, które trafiły ostatecznie do Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMA) w Nowym Jorku była jedna, podpisana: „Lilly Reich”. Mies nigdy jej nie otworzył. Tak jak nigdy publicznie nie wspominał o swojej wieloletniej współpracowniczce i życiowej partnerce. W latach 80. XX wieku zajrzeli do skrzyni pracownicy muzeum i wtedy okazało się, że Mies przed poznaniem Reich nie interesował się ani architekturą wnętrz, ani projektowaniem mebli. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że część projektów mebli, sygnowanych jego nazwiskiem, jest autorstwa Reich. A chodzi między innymi o kultowe fotele i leżankę Barcelona.. I tak, dzięki własnej zapobiegliwości, Lilly Reich powróciła na strony publikacji poświęconych dizajnowi, na których można oglądać zachowane projekty jej mebli i wnętrz.
Czasy się zmieniają, już nikogo nie dziwi kobieta-artystka i tylko bardzo małemu dziecku nieobeznanemu z zawiłościami gramatyki, może wpaść do głowy, że artystka to żona artysty. Kiedy Lilly Reich przecierała ścieżkę, którą chcą podążyć tak liczne studentki architektury wnętrz czy form przemysłowych, wybór tej drogi wymagał niezwykłej determinacji. Decyzja o wykonywaniu zawodu, który dopiero się kształtował i który należy do zawodów wolnych, czyli wymagających wykazywania się dużą inicjatywą własną, pozyskiwania klientów i zleceń, nie była dla kobiet decyzją łatwą. Kobiety projektantki na początku XX wieku były zjawiskiem egzotycznym, a zwłaszcza kobiety takie jak Reich – wywodzące się z dość zamożnego domu, osadzone w przestrzeni prywatnej. Przestrzeń publiczna pozostawała zarezerwowana dla mężczyzn. Klientami, dla których Reich pracowała, byli przede wszystkim mężczyźni, posiadający pieniądze, wpływy i możliwości, czyli władzę. Po latach jednym z tych mężczyzn stał się również Ludwig Mies van der Rohe. Do każdego z zaprojektowanych budynków pielgrzymują wielbiciele i wielbicielki modernistycznej architektury. Lilly Reich bardzo długo stanowiła tylko jeden z przypisów do jego grubych i licznych monografii.
Galeria Domu Norymberskiego nie jest miejscem, w którym można by się porwać na wystawę prezentującą dorobek Lilly Reich. Podobnie, jak w zeszłym roku, kiedy bohaterką pokazu była Unica Zürn, niemiecka pisarka i rysowniczka, przyjaciółka Hansa Bellmera. Chodzi bardziej o symboliczne przywołanie z niebytu kolejnej kobiecej postaci, mało lub prawie wcale nieznanej i zachętę, żeby już na własna rękę tropić jej ślady. To „nęcenie” dotyczy także artystów zapraszanych do udziału w wystawie. Tym razem „złowionych” zostało sześć artystek (takie określenie znalazło się na ulotce, choć jednym z uczestników jest mężczyzna, ponieważ jednak wypada 5:1, więc pozostańmy przy artystkach) z Polski i Niemiec. Czy coś je łączy? Każda z nich na pewno prezentuje prace, w których istotną rolę odgrywa materiał, z którego powstały i każda z nich w jakiś sposób odwołuje się do przedmiotów codziennego użytku, ale w sposób przewrotny. Nawiązanie do dizajnu tak, ale w konwencji bardziej ironicznej, żaden z obiektów nie jest funkcjonalny. Bo czy funkcjonalny jest przeskalowany młynek do pieprzu, stworzony przez Isabelle Enders? Czy leżanka z gąbki, płyty MDF i ścisków stolarskich (This is not a pattern) Su-Ran Schilling, swoisty anty-mebel nawiązujący do barcelońskiego wzorca, kpiący z dizajnerskiego fetyszyzmu podszytego dreszczem pożądania? Szklane formy Moniki Rościszewskiej, czasem spływające miękko z metalowych konstrukcji, czasem sprawiające wrażenie tak miękkich, że nawet delikatny dotyk mógłby zmienić ich kształt, czy pozostawić ślad wgniecenia? Naczynia wykonane przez Juliane Schölss z żelaza, srebra, miedzi ocynkowanej, delikatne, odrealnione, wrażliwe, w stanie permanentnej nierównowagi budzą zdumienie i niepokój, a jedynym godnym wypełnić je „płynem” może być światło. Geometryczne bryły Małgorzaty Szymankiewicz każą myśleć o meblach złożonych z modułów, pozwalających na zmianę funkcji, ale wzorzysty materiał, którym zostały obciągnięte, przypomina zgrzebne lata 80. minionego wieku i siermiężno-luksusową estetykę Kalwarii Zebrzydowskiej. Paweł Błęcki, który z dużą nonszalancją podszedł do zaliczenia go do grupy artystek, skonstruował z dużych szpulek nici obiekt w formie lampy, przywołujący wspomnienie latarni morskiej. Ten sam obiekt na umieszczonej obok fotografii potraktowany rzeczowo, bez śladu emocji, pozbawiony jest wszelkiej nostalgii. Inwersyjne zabiegi zastosowane przez artystki prowadzą grę nie tylko z naszymi przyzwyczajeniami i oczekiwaniami, ale także grę z ideami modernistycznymi, często ideami projektantów, którzy próbowali wprowadzić w nasze życie ład, porządek, funkcjonalny komfort, ale jednocześnie odmawiali nam prawa do odrobiny niefrasobliwości, niegroźnego szaleństwa, którego nie żałuje nam sztuka. Wystawę uzupełnia film dokumentalny poświęcony Lilly Reich z cyklu Portrety 10 kobiet Bauhausu w Krefeld, a także przygotowana przez inicjatywę na rzecz równouprawnienia kobiet w architekturze Bal architektek (Barbara Nawrocka i Dominika Wilczyńska z Miastoprojektu wspólnie z Dominiką Janicką z Instytutu Dizajnu w Kielcach) mapa Kraków architektek, na której zaznaczono miejsca związane z krakowskimi projektantkami i architektkami. Na mapie jeszcze sporo białych plam, zachęca się więc publiczność do pomocy w ich uzupełnianiu. Aranżacja wystawy bezpośrednio przywołuje Lilly Reich. Do podziału przestrzeni użyto zasłon o różnej fakturze i stopniu przejrzystości, w odcieniach między bordowym a fioletowym, optycznie powiększając niewielkie pomieszczenie, filtrując przez nie światło i tworząc bardziej intymny nastrój.
Na pierwszym planie Małgorzata Szymankiewicz na drugim Monika Rościszewska fot. Iwona Demko
Galeria Domu Norymberskiego zatroszczyła się w związku z wystawą o parę atrakcyjnych wydarzeń towarzyszących. W programie znalazło się miejsce na Granice współpracy i migracje idei. O projektach Lilly Reich i Miesa van der Rohe – spotkanie z Christiane Lange, historyczką sztuki, znawczynią twórczości Lilly Reich i Miesa van der Rohe, a także pokazy filmów Haus Tugendhadt, Lilly Reich, Mies van der Rohe. Kobieca historia rodzinna.
Na koniec krótka opowieść z przesłaniem. W 1929 roku irlandzka projektantka i architektka, Eileen Gray, zaprojektowała w południowej Francji, na Lazurowym Wybrzeżu, w Roquebrune-Cap-Martin, dom z widokiem na Morze Śródziemne, znany jako willa E-1027. Dom uznawany jest przez krytyków i historyków architektury za jeden z najważniejszych budynków tak zwanego stylu międzynarodowego na świecie. W 1937 roku odwiedził ją Le Corbusier, a jego zachwyt szybko zamienił się w zawiść. Rok później Le Corbusier przekonał partnera Gray, że w ramach miłej niespodzianki dla przebywającej poza domem Gray, pokryje ściany willi erotycznymi freskami. Zachowały się zdjęcia Le Corbusiera przy pracy, malował nago. Reakcja Gray, która kochała biel ścian, niewiele miała wspólnego z zachwytem czy wdzięcznością. Była tak wściekła i zdruzgotana jednocześnie, że opuściła willę i nigdy już do niej nie wróciła. Natomiast Le Corbusier jakiś czas później, niedaleko od E-1027 postawił sobie letni, drewniany domek znany jako Cabanon. W 1965 r. w czasie kąpieli w morzu doznał ataku sercu i zmarł. Być może jego ostatnie spojrzenie skierowane było na willę Eileen Gray.