Zofia Małysa-Janczy: Coco de mer jest rośliną występującą na bardzo wąskim obszarze geograficznym, jej naturalne siedliska to kilka wysp z archipelagu Seszeli. W ramach Twojej solowej wystawy Coco de mer w krakowskim BWA ZBK nasiono palmy seszelskiej staje się punktem wyjścia do refleksji nad dwiema kwestiami o zasięgu globalnym – prokreacją oraz zarządzaniem środowiskiem. Skąd pomysł, aby lejtmotywem wystawy stała się ta roślina?
Magdalena Lazar: Kilka lat temu zobaczyłam nasiono coco de mer w Ogrodzie Botanicznym w Krakowie. Zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ponieważ bardzo przypomina kobiece biodra czy łono. Zaciekawiło mnie na tyle, że zaczęłam czytać o jego pochodzeniu i związanych z nim legendach. To oczywiste, że obiekt o tak specyficznym kształcie musiał prowokować do różnego rodzaju mitów. Przez wiele wieków nasiono uważane było za dzieło szatana, coś, czego nie powinno się dotykać, mieć z tym do czynienia. Nasiona palmy seszelskiej dryfowały po morzach i były wyrzucane na różnych lądach, gdzie zbierali je marynarze. Przygotowując wystawę robiłam research, na ile możliwe jest pozyskanie takiego obiektu. Na niemieckim eBayu znalazłam ofertę wnuczka pewnego marynarza, który kilkadziesiąt lat temu przywiózł coco de mer z wyprawy. Finalnie wykonałam nasiono z ceramiki, bo niemiecki wnuczek nie odpowiedział na moje zainteresowanie ogłoszeniem. Wychodząc od wątku coco de mer, chciałam, żeby wystawa poruszała tematy takie jak kontrola nad wegetacją i płodnością w świecie naturalnym. Wydało mi się, że położenie tego nasiona w centrum jako symbolu kobiecości, płodności, ale też zagrożonego gatunku, będzie dobrym punktem wyjścia dla opowiedzenia kolejnych historii.
Wideo Świetliste bartery, wilgotne koalicje porusza tematykę alternatywnych form reprodukcji ludzkiego życia oraz próby przezwyciężenia gospodarczej wartości prokreacji. Proponujesz współpracę międzygatunkową na linii kobiety-grzyby, którą nazywasz paktem mykologicznym.
Inspiracją do powstania tej pracy były rozmowy z dwiema osobami – Tobą i Agatą Kołodziejczyk. Zdaniem Agaty, która jest neurobiolożką i astrobiolożką, podział na gatunki i różnego rodzaju kategorie biologiczne nie jest taki łatwy, jak powszechnie sądzimy. Agata pragnie udowodnić, że substancja szara w naszym mózgu jest wprost wchłoniętą częścią mykologiczną, którą nasz organizm zaadaptował w formie części mózgu. Impulsy elektryczne rozchodzą się tak samo w naszym mózgu, jak w grzybni.
W projekcie Świetliste bartery, wilgotne koalicje interesujące jest dla mnie zjawisko stosunków nieantagonistycznych, czyli relacji międzygatunkowych, które działają na zasadzie współpracy, na przykład symbiotycznej. Chodzi o zgodne życie międzygatunkowe.
Tworząc tę pracę, zrezygnowałaś z narracji werbalnej, która początkowo towarzyszyła warstwie wizualnej. To decyzja wynikająca z próby ucieczki przed dominacją logocentrycznego ujęcia świata, charakterystycznego dla umysłowości Zachodu?
Wydało mi się, że użyte w pracy kody są na tyle czytelne, że tekst stał się zbędny. Zależało mi, żeby uwaga była bardziej skupiona na odczytywaniu kodów wizualnych, ale też na głębszym słuchaniu dźwięku. Ścieżka dźwiękowa, która brzmi jak porozumiewające się ze sobą mikroorganizmy, to kolaż powstały na bazie zasobów biblioteki dźwiękowej.
Współpraca międzygatunkowa jest też tematem innej pracy związanej z grzybami, Golden Teacher. Halucynogenne działanie tej odmiany grzybów, których spożycie skutkuje zmianą percepcji sensorycznej oraz wyostrzeniem doznań zmysłowych, wizualizujesz w medium tkaniny.
Pandemia była czasem, w którym nastąpił renesans grzybów i zainteresowania wokół tego tematu. Tkanina Golden Teacher, powstała we współpracy z łódzką tkalnią żakardów, jest wizualnym zapisem doświadczenia, które pragnęłam zatrzymać ze sobą na dłużej. Chciałam, żeby to zatrzymanie nastąpiło w takiej miękkiej, przyjaznej formie. To próba uchwycenia momentu, gdy leżałam na trawie patrząc w niebo i pierwsze, co zobaczyłam, to rozszczepienie słońc. Następnie chmury zaczęły zmieniać się w złote szkielety zwierząt i pojawiło się dużo iskier. Widziałam również swoje własne łzy, które spływały mi po policzkach, ale w jakiś dziwny sposób znalazły się na niebie. Było to tego typu doświadczenie, które w jakimś sensie pozwala pogodzić się z faktem, że kiedyś zostaniemy pochłonięci przez inne mikroorganizmy. To niemal terapeutyczne działanie psychocybiny jest dla mnie ciekawe. Niedawno nastąpił powrót do badań nad leczeniem depresji i stanów lękowych przy użyciu tej substancji. W Pradze działa nawet klinika mykologiczna. Powstają książki typu Czy psychodeliki uratują świat?, nakręcono też serial dokumentalny Jak zmienić swój umysł?, w którym pokazywane jest działanie psychodelików i historia badań w tym zakresie.
Pracę Golden Teacher możemy też osadzić w kontekście odejścia od prymatu wiedzy eksperckiej, koniecznej do nieustannego reprodukowania i podtrzymywania kapitalizmu oraz neoliberalnych dyskursów, w które często mimowolnie jesteśmy uwikłani. Tytuł Golden Teacher nawiązuje do mistycznych przeżyć, jakie można osiągnąć po zażyciu tych grzybów oraz do tego, jakie nauki możemy od nich pobrać. Golden Teacher uczy dowartościowania tego, co w naszej kulturze jest deprecjonowane – ciała, intuicji, nieświadomości, zmysłowego, niezapośredniczonego systemowo doświadczenia. Golden Teacher jest też nauczycielem, który pozwala na wagary od egzystencji w trybie 24/7, o której pisał Jonathan Crary. Pozwala na bezproduktywne – z punktu widzenia kapitalizmu – bycie w świecie.
Bycie w świecie, i to w zwolnionym tempie. Można na przykład odbyć spacer w lesie, który w normalnym trybie trwałby maksymalnie godzinę, a podczas takiego doświadczenia trwa sześć godzin. W ciągu tego czasu mogą zmienić się nawet pory roku. Jednak nie zawsze tego typu doświadczenie jest pozytywne, duży wpływ na odczuwane stany ma otoczenie. W ciemnym wąwozie przychodzą bardzo mroczne wizje, nieprzepracowane wcześniej tematy. Dobrze jest móc wtedy wypełznąć na słońce.
Wanda, ogromna modliszka wykonana z prętów stalowych, to chyba najbardziej wieloznaczna praca pokazana na wystawie. Odwołujesz się w niej do symboliki modliszki, która różnie ujmowana jest w kulturach Wschodu i Zachodu. Analizując mit modliszki w naszej kulturze, Roger Caillois pisze, że „sugestywność obrazu pożerającej kochanka partnerki jest tak ogromna, że nie może pozostać bez wpływu na wyobraźnię człowieka”, stając się w efekcie jednym z wyobrażeń zafiksowanych w zbiorowej świadomości społecznej. W kulturach Wschodu symbolika modliszki okazuje się jednak zupełnie inna.
Ta druga strona modliszki i to, w jak różny sposób jesteśmy w stanie odczytywać biologiczne kody, jest dla mnie wyjątkowo interesujące. Góra rzeźby jest dość złowieszcza, natomiast jej centrum stanowi serce, będące bezpośrednim odwołaniem do symboliki modliszki w kulturach wschodnich, gdzie jest ona zwierzęciem mocy, które wspomaga podróżników na rozstajach dróg czy w momencie wyboru nowych ścieżek życiowych. Odwołuje się również bezpośrednio do medytacji, stąd jej łacińska nazwa, Mantis religiosa. Jest to zwierzę, które nie wykonuje zbędnych ruchów, potrafi trwać przez bardzo długi czas w bezruchu. Jeśli poczuje głód, którego nie jest w stanie zaspokoić lub jest zestresowana, znajduje sobie schronienie i przesypia ten czas.
Tytuł pracy wziął się stąd, że miałam kiedyś swoją modliszkę, którą hodowałam wraz z bandą świerszczy. Otrzymała imię Wanda po mojej walecznej prababci, która żyła w trudnych czasach we wschodniej części Polski. Podobnie jak modliszka, nie wykonywała zbędnych ruchów. Natomiast była bardzo waleczną osobą, broniącą swojej rodziny.
Semantyczną przepastność modliszki podkreśla też forma obiektu. Wanda to niejako zarys, kontur gotowy do wypełnienia dowolnym znaczeniem. Motyw modliszki pojawia się zresztą w Twojej twórczości nie po raz pierwszy. Modliszki są głównymi bohaterkami wideo Rubel Party, w którym spokojnie pląsają nad ruinami antropocenu. Osadzasz te drapieżne owady w różnych kontekstach, ale tym, co wydaje się je łączyć, jest zwiastowanie możliwości innego urządzenia świata.
Imponuje mi ten sposób bycia, w którym nie ma zbyt wielu gwałtownych ruchów, są one tylko w momentach koniecznych. Fascynuje mnie olbrzymia skuteczność w polowaniu oraz to, że modliszki się przepoczwarzają. Zrzucając z siebie kolejne wylinki, za każdym razem wychodzą ze swojej skóry większe.
Wróćmy na koniec do nasion. Nie tylko coco de mer, ale też nasion innych roślin, których użyłaś do wykonania jednego z obiektów. Jego nieregularna forma przywodzi na myśl sieć, będącą w procesie powstawania lub – wręcz przeciwnie – destrukcji. Jaki jest kontekst tej pracy?
Obiekt ten powstał na bazie naszyjników, które wykonywano z nasion w latach 70. i 80. Często nosiły je kobiety, które wyglądały jak artystki lub hipiski. Część z tych naszyjników była przywożona jako pamiątki z wojaży. W większości są to nasiona egzotycznych roślin, ale znalazł się wśród nich także naszyjnik z nasion jabłoni. Naszyjniki częściowo są rozpięte, stanowią symboliczny bank nasion, którego nie można kontrolować. W przestrzeni galerii pojawiły się też nasiona glediczji trójcierniowej. Są to strąki przypominające pełzające stworzenia, które opanowują ekspozycję, wchodząc na sufity, drzwi czy piece.
Sektory rolnicze przez długi czas stawiały opór wobec logiki kapitalizmu i do lat 60. zachowały względną odrębność. Gdy korporacje zyskały dostęp do rolnictwa, sytuacja diametralnie się zmieniła. Obecnie ponad połowa globalnego rynku nasion należy do dziesięciu przedsiębiorstw. To jeden z ważnych kontekstów wystawy.
Od jakiegoś czasu interesuje mnie to, w jaki sposób kontrolowany jest rynek nasion i jak zmieniają się regulacje prawne w tym zakresie. Na przykład kwestia wysiewu własnych nasion – nie można tego zrobić za darmo. Rozumienie rolnictwa bardzo się zmieniło na przestrzeni lat, z czym walczą aktywiści, tacy jak indyjska profesorka Vandana Shiva. To jedna z najważniejszych postaci w ruchu alterglobalistycznym, posiadająca status niemal rockowej gwiazdy. Chociaż wiele jej opinii jest podważanych, ogólny wydźwięk wart jest przemyślenia.
Zestawiając szemrane interesy państw i korporacji z odwiecznym porządkiem natury tworzysz prace w bardzo zróżnicowanych mediach. Z czego wynika ta różnorodność?
Nigdy nie przywiązywałam się szczególnie do jednej techniki. Zawsze zastanawiam się nad tym, jakie znaczenia może nieść za sobą użycie konkretnego medium. Wspomniałaś na przykład o ażurowości modliszki, nie wyobrażam sobie stworzenia tej pracy w innej technice. Wydaje mi się, że wiele znaczeń umknęłoby, gdybym wykonała ją z gipsu czy z drewna. Przyznam też szczerze, że bardzo chciałam wrócić do technik metalowych i cieszyłam się, gdy po kilkunastu latach mogłam wrócić do spawania. Potrzebowałam jedynie powodu, by to zrobić. Nie czuję też potrzeby, żeby wszystkie prace, które tworzę, były wykonane przeze mnie od zera. Stąd użycie gotowych naszyjników czy nawiązanie współpracy z tkalnią. Wielość technik sprzyja snuciu historii i przenikaniu się znaczeń. Wydaje mi się, że jest też bardziej wciągające dla widza.