Chodząc po Tarnowie moją standardową od ponad 6 lat trasą: Szkotnik – Krakowska – Brodzińskiego, zauważyłem plakaty promujące wystawę „Wielcy Sarmaci tego kraju / Wielkie Sarmatki tego kraju”. Moje wrodzone lenistwo pozwoliło mi co najwyżej na nie popatrzeć, jednak kopniak w postaci zaliczenia z historii sztuki skutecznie zmotywował mnie do odwiedzenia tarnowskiego BWA.

Plakat. Widząc go po raz pierwszy byłem rozbawiony i zaintrygowany formą, próbowałem rozwikłać kryjącą się za nim zagadkę. I pewnie ktoś sobie pomyśli No tak działa dobry plakat, ale ja patrzyłem na niego w zgoła inny sposób. Sposób zestawienia elementów, tandetny gradient, kultowe trzy paski i łańcuch prestiżu: odczytywałem ten plakat jako mem.

Czym są memy? To wytwór kultury internetu, służą do komentowania rzeczywistości w bardzo szerokim spektrum – od obrazków przedstawiających najbardziej podstawowe czynności życiowe do komentarzy na temat polityki i aktualnych wydarzeń. Najczęściej składają się ze zdjęcia lub grafiki, oraz tekstu, który nadaje sens temu pierwszemu. Można odczytać je na dwa sposoby. Pierwszy – jako komentarz do rzeczywistości (jeśli ktoś jest zaznajomiony z komentowanym tematem), a drugi – jako nośnik informacji (przez swoją formę zazwyczaj generalizujący i  wybiórczy w faktach, ale działa aktywizująco i motywuje do zapoznania się z tematem).

Co sprawiło, że postrzegam ten plakat w taki sposób? Zestawienie elementów dawnej kultury sarmackiej z dzisiejszym jej odpowiednikiem, a przy tym wyśmianie obu tych rzeczy w formie pozornie niedbale przygotowanego zlepka obrazków, dotyczących tematu. Dokładnie w ten sam sposób oddziałują i przekazują informacje wyżej wspomniane memy.

Wystawa. Wchodząc do pomieszczenia gdzie znajdowała się ekspozycja uderzyło mnie wszystko… i nic. Pominę portrety oraz elementy ubioru ze zbiorów Muzeum Okręgowego, ponieważ służyły one jako odnośnik do dawnej kultury sarmackiej i były czymś w rodzaju pinezki umiejscawiającej fantazję interpretującego widza w odpowiednim miejscu. Leżący totem, ubrane na cebulkę manekiny, zdjęcia w puchatej czapce nawiązujące do współczesnych selfie, wielki obraz z genitaliami pomieszanymi z inną żywą, mniej lub bardziej określoną tkanką, minimalistyczne obrazy z półokręgami i kobiecymi nogami – różnorodność prac przytłoczyła mnie i zmotywowała do szukania jakiegokolwiek ładu w tym wszystkim. I w pewnym sensie ten ład znalazłem. Prace bardzo luźno odnosiły się do sarmatyzmu, przeobrażając go na dzisiejszą jego wersję – coś na kształt popkultury. Nawiązania w niektórych przypadkach były dla mnie zupełnie nieznaczące, a niekiedy nie widziałem ich wcale.

Widzę płótno autorstwa Kamila Kukli. W chaotycznej formie wyłapuję części ciała pomieszane z inną organiczną tkanką. Jak się to ma do sarmatyzmu? Ano, w tej formie jest frędzel, który pojawiał się w strojach noszonych przez sarmatów. Jak ja mogłem tego nie zauważyć? Były też prace, w których nawiązania były bardziej widoczne (np. rysunek niedźwiedzia, czy wykonane techniką kolażu prace podejmujące motyw danse macabre). Wisienką na torcie był odtwarzany na telewizorze performance, który po obejrzeniu znów postawił mnie w punkcie wyjścia, gdzie zadałem sobie pytanie: O co tu chodzi?

I w sumie tak sobie narzekam: że mało tu sarmatyzmu, że jakieś to wszystko takie chaotyczne, niezrozumiałe, ale…

Wystawa do mnie trafiła w taki sposób, w jaki powinna. To uczucie, którego doznałem, to zagubienie, konsternacja, szukanie nawiązań i sensu – o to chodziło. Sięgając do źródeł i odświeżając moją wiedzę o sarmatyzmie, zdałem sobie sprawę, że ta kultura w ten sposób funkcjonowała.

I znów tutaj wrócę do moich rozważaniach na temat memów. Wystawa, podobnie jak plakat, powinna być w ten sposób odbierana. Nie chodziło o szukanie komentarza i sensu w oparciu o temat wystawy, tylko o niezobowiązujące snucie najgłupszych wniosków i myśli, dokładnie jak w przypadku podpisów do śmiesznych obrazków w internecie.

Tak, wiem, że właśnie zestawiłem ze sobą zlepki pikseli robione naprędce dla uciechy internautów z wysoką kulturą, wykształtowaną na wielu płaszczyznach…