Najbardziej podoba mi się ten dźwięk, kiedy Furiosa łapie za dźwignię i dwa razy ciągnie ją w dół, dając sygnał jak w parowozie. Ten dźwięk jest genialny. Czekam na niego za każdym razem, kiedy oglądam ten film. Ten dźwięk jest podobny do dźwięku jaki wydają syreny wozów strażackich, jadących przez miasto. Uwielbiam ten moment, gdy przetaczają się, wzbijając tumany kurzu, rycząc basem, wymuszając wolną drogę na wszystkim i wszystkich.
Podobny jest także do dźwięku sygnału jaki wydają statki opuszczając porty, by udać się w długotrwałe rejsy. Można je z powodzeniem naśladować dmuchając w pustą, szklaną butelkę. To też jest przyjemne. Lecz te sygnały są za miękkie, za mechate. Dźwięk który uruchamia Furiosa prowadząc War Riga jest jakby wyżej, wyraźnie bardziej metaliczny. Czujemy go gdzieś pomiędzy górną częścią kręgosłupa, a przełykiem. Tam musi być jakaś sala.
Bas uwięziony odbija się w tej ukrytej sali od ściany do ściany, robi się coraz mniejszy, aż znika. Ale to obijanie sprawia nam niewiarygodną przyjemność. George Miller i Tom Holkenborg wiedzieli co robią wstawiając go w filmie tylko raz. Ani wcześniej ani później ten dźwięk się nie pojawia. Jego brzmienie robi coś specyficznego z emocjami. Słysząc go czuje się odwagę, ekscytację. Coś jak tajemne, archetypiczne hasło do ataku. Myślę, że tego rodzaju brzmienie było używane w starodawnych bitwach.
*
To zabawne, że odpowiednie dźwięki odczuwamy odpowiednimi częściami ciała. Basy np. miejscem między płucami a plecami, czasem w górnym odcinku przełyku.
Jak wychodziłem ze szkoły, przejechała blisko karetka, jej sygnał słyszałem najbardziej między uszami, z tyłu głowy, w miejscu które lubię polewać wodą pod prysznicem, gdy jestem zmęczony.
*
Posłuchajcie jak brzmi samo słowo Furiosa. W filmie wymawiają je Fiuriooza. Jest jak melodyjne zaklęcie budzące dżinnije z butelki, która za moment zrobi ze świata piekło. Najpierw to „fiu”, takie trochę figlarne, potem jest „riosa”, co kojarzy się z rosa, lecz rosa czyli róża oprócz płatków ma również kolce. Gdy dochodzimy do końca, pojawia się znaczenie – dominujące słowo „furia”, ukryte w środku wyrazu, wtedy zaczyna być groźnie. Zresztą wszyscy, nawet Immortan Joe, zwracając się w filmie do imperatory, wymawiają jej imię z szacunkiem.
*
Muzyka w tym filmie ma kolosalne znaczenie. Ona prowadzi akcje, buduje nastrój, powoduje wzruszenie, buduje napięcie. Ona trzyma nas za rękę i biegnie przez film, ciągnąc nas na ledwo nadążających za resztą ciała nogach.
Partia grana przez smyczki brzmi jak werbel. Ona nadaje rytm i tempo. Jest zestawiona świadomie z lirycznym, melancholijnym fragmentem.
Skontrastowanie tych dwu melodii na pewno jest celowe. Inne tempo inny rytm.
*
Już oglądając czołówkę, słyszymy fantastyczny, mięsisty ryk rozstrojonego silnika. To znak, że dźwięk i warstwa muzyczna będzie bardzo istotna w tym filmie. Muzyka ma parę motywów przewodnich, które powtarzają się cyklicznie. Bardzo dynamicznej partii smyczków towarzyszą ostre gitarowe riffy, które odczuwamy jak jeżdżenie brzeszczotem po przełyku. Ostre gitary przypominają mi zespół Helmet. Słuchałem go jakieś 25 lat temu, wracając nocami od dziewczyny, która mieszkała na drugim końcu miasta. Walkman był wysłużony, gąbki na słuchawkach podarte, baterie prawie martwe. Podkręcałem głośność na maksimum, gitary charczały niemożliwie, chropowaty, rytmiczny jazgot. Czasem nie wiedziałem jak to się stało, że mimo iż droga zajmowała mi ok. 40 minut, byłem już pod domem. Czas skurczył się do wielkości małej szklanej kulki. Myślę sobie teraz, że to całkiem prawdopodobne, że dokładnie po drugiej stronie globu, Tom Holkenborg szedł do dziewczyny na drugi koniec miasta, by potem, wracając po nocy z rozklekotanym walkmanem na uszach, z podartymi, zwisającymi gąbkami, ze zdychającymi bateriami, słuchać „na full” jazgotu zespołu Helmet, bo nie wierzę, żeby bez tego wymyślił tę muzykę.
*
Mocne, basowe, szybkie, rytmiczne kawałki wznoszą nasze emocje w górę, a jak już jesteśmy wysoko, nagle spadamy w dół, za sprawą melodyjnego, wolno płynącego fragmentu zagranego na instrumentach dętych. Zabieg ilustrowania dynamicznej sceny akcji wzruszającą melodią, powoduje iż scena staje się uniwersalna i metaforyczna.
Pytałem kiedyś znanego muzyka, czy jest mityczny wzór, sposób na napisanie chwytliwego kawałka, łapiącego za serce, łatwo wpadającego w ucho, np. zestaw, lub odpowiednia kolejność tonów. Odpowiedział, że nie, ale nie patrzył mi w oczy i jakoś tak dziwnie zezował.
*
Miałem pisać zupełnie o czym innym, ale zacząłem oglądać krótkie, kilkunastominutowe filmy typu „the making of”, dotyczące filmu „Mad Max: Fury Road” George’a Millera.
Przypomniałem sobie jak wielkie wrażenie w tym filmie zrobił na mnie dźwięk.
*
Ten film jest genialny w swoim rodzaju, a reżyser to prawdziwy geniusz.
Ale o tym kiedy indziej.