Rewolucja informacyjna sprawia, że kategorie lokalności i globalności stają się nieoczywiste. Czym w tej sytuacji jest Salon – przegląd artystów, związanych z jakimś lokalnym środowiskiem? Czy ta lokalność coś zmienia?
Olga Guzik-Podlewska: I tak i nie… Sztukę najlepiej odbiera się osobiście. W sieci mamy dostęp do przeróżnych praktyk artystycznych – i to jest wspaniałe, ale jednocześnie jeszcze większym wyzwaniem staje się przesianie tej ogromnej oferty dla siebie. W związku z tym formuła Salonu to jest dobra okazja, żeby poznać różne postawy artystyczne „na żywo”. Nie wykluczałabym więc takich zjawisk kosztem dostępu do sieci.

Czy kontekst lokalnej tożsamości jest ważny na takiej przekrojowej wystawie?
Cezary Wierzbicki: Zgodzę się z tym, że to jest pewnego rodzaju globalizacja. Penetrując świat pracowni artystycznych i jeżdżąc po Polsce w poszukiwaniu ciekawych osób – bo tym się zajmuję w ramach mojego projektu[1]Instagramowy projekt @adres_prywatny – już nie raz się przekonałem o tym, że dobra sztuka powstaje absolutnie wszędzie. Nie ma znaczenia czy jest to duże, małe miasto czy las. Na Salonie jestem zaskoczony wielością form i mediów. Mamy zarówno te klasyczne – malarstwo, rzeźbę, ale też instalację, performance, wideo, fotografię.
Agnieszka Obszańska: Robiąc na co dzień, od lat, programy o kulturze i śledząc, także lokalne – w znaczeniu mniejsze – środowiska, mniejsze miasta i mniejsze grupy artystyczne, myślę, że dzisiaj pojęcie lokalności zmieniło swoje znaczenie. Kiedyś lokalność była odbierana jako coś gorszego.
Wstydliwego? Była utożsamiana z prowincjonalnością?
Agnieszka Obszańska: Tak, mówiło się „tam ktoś coś sobie dłubie, a wielka sztuka jest w Warszawie i Krakowie”. A dzisiaj lokalność staje się tematem ważnym, wręcz modnym, pozwala powrócić do tego co najcenniejsze, co jest wartością samą w sobie – czyli do odkrywania swojej osobistej historii. Często dzieje się to w związku z miejscem, w którym się urodziliśmy – choć sztuka wcale nie musi bezpośrednio dotyczyć danego miejsca – ale czujemy się bardzo związani z tym w jaki sposób i gdzie zaczęliśmy się ustanawiać. Skoro ja urodziłam się w mniejszym mieście, wiąże się to z pewnym, bardzo konkretnym doświadczeniem, historią – osobistą i społeczną.

Czyli znaczenie ma sztuka wynikająca z osobistego doświadczenia?Agnieszka Obszańska: Bywa, że tak, choć nie zawsze. Oczywiście na wystawie widzimy formy, które można uznać za charakterystyczne dla miejsca – chociażby poprzez użyty materiał. Znajdziemy tu prace wyjątkowe, które bezpośrednio wiążą się z historią miejsca, arcyciekawe historie, które opowiadają o czymś więcej, o związku z nim. Więc ta lokalność odbija się czasem w pracach i bywa czymś bardzo pozytywnym. Ale mam wrażenie, że na tym konkretnym Salonie takich prac było mniej. Raczej spotkamy się z odwołaniami do tego, co możemy nazwać uniwersalizmem artystycznym, językiem, który mógłby powstać w każdym innym miejscu.
Olga Guzik-Podlewska: Mam wrażenie, że lokalność nie musi odbijać się w praktyce artystycznej. Problemy które nurtują artystki i artystów są globalne. Natomiast fantastyczna jest aktywność lokalnych grup. Mamy w Polsce kilka większych centrów, ale także w tych średnich i mniejszych nie brakuje ciekawych inicjatyw, które mają wysoką jakość. Lokalność sprawia, że ludzie organizują się w kolektywy artystyczne czy różne oddolne inicjatywy, powstają galerie prowadzone przez artystki i artystów. Myślę, że lokalność najbardziej przejawia się w działaniu.
Emilia Orzechowska: Dla mnie – jako osoby prowadzącej galerię w mniejszym mieście – szczególnie interesujący jest potencjał, jaki daje bycie „poza centrum”. Zyskujemy wówczas dwie perspektywy: z jednej strony możemy z daleka obserwować to, co dzieje się w „epicentrum”, a z drugiej – przyglądać się i czerpać z naszej lokalnej, wspólnotowej rzeczywistości. Oczywiście „centrum” rozumiem tu umownie, w kontekście wcześniejszych wypowiedzi. To właśnie ta podwójna perspektywa jest ogromnym atutem dla osób artystycznych, które decydują się zostać, zamiast przenosić się do większych ośrodków. Mają oni doświadczenie życia w mniejszej społeczności, a jednocześnie, posługując się językiem sztuki, potrafią sięgnąć po tematy i narracje bardziej uniwersalne i wejść w dialog z globalnym kontekstem.

Bo mają też dostęp do centrum? Mieszkanie poza dużym ośrodkiem nie jest równoznaczne z wykluczeniem z centrum.
Emilia Orzechowska: Dokładnie – mają dostęp do centrum, a jednocześnie coś, co dla mnie w sztuce jest najistotniejsze i najbardziej interesujące: osobiste doświadczenie, możliwość sięgania do źródeł, do bardziej subiektywnej perspektywy. Dzięki temu możliwe jest poczucie bliskości z osobą, jej dziełem i jej sztuką. To zasób, z którego lokalne społeczności mogą czerpać i który je wyróżnia.
Agnieszka Obszańska: Poza tym te obrzeża są niezwykle intrygujące, zarówno w ujęciu geograficznym, ale też w ujęciu symbolicznym, metaforycznym. Eksperyment, poszukiwanie, bunt, odrębny język szeroko rozumiany – obszary, które centrum już przetrawiło, sprowadziło do schematu.
Emilia Orzechowska: Myśląc szerzej o polu sztuki, to właśnie w tych mikrocentrach i mikrospołecznościach tkwi żywa tkanka, która buduje całość. To ogromny zasób, fundament, rdzeń – jak szpik w kości – który odżywia pole sztuki. Bardzo wierzę, jest to ważne, że lokalne środowiska artystyczne potrzebują umocnienia i widoczności. Chociażby Salon, w którym uczestniczymy, jest przykładem takiego działania – to wydarzenie, którego tarnowskie środowisko bardzo potrzebuje. Takich „Salonów” na mapie Polski jest wiele. Są to bardzo ważne, często wielodekadowe inicjatywy, które scalają i integrują osoby twórcze, dając im ogromny impakt, sprawstwo i widoczność, również tą „na zewnątrz”. Dlatego apeluję: „chodźmy na Salony!”, bo tam dzieje się zdecydowanie najwięcej i najbardziej różnorodnie.

Czy granice pomiędzy obszarami „centrum” i „poza centrum” też się zacierają? Mam wrażenie, że przez ostatnie lata obieg się wyrównał, wystawy i wydarzenia w mniejszych miejscowościach są równie istotne, co te w centralnych instytucjach…
Emilia Orzechowska: Powiedziałabym, że obieg się nie tyle wyrównał, co zawsze był równy – tylko wcześniej tego nie dostrzegaliśmy. Dziś dużo mówi się o perspektywie „poza centrum”, o wzmacnianiu mniejszych ośrodków – i to jest ta zasadnicza różnica. Zaczęliśmy wreszcie zauważać to, co zawsze tam było. Wcześniej byliśmy na to ślepi, zbyt skoncentrowani na dużych miastach i centralnych instytucjach.
Cezary Wierzbicki: Tak, ja też uważam, że ten poziom był równy. Nierówności przejawiały się w liczbach oraz możliwościach. Na przykład w ilości miejsc, w których można wystawiać sztukę – myślę, że to była ta różnica. Tym bardziej uważam, że takie inicjatywy jak Salon są niezwykle ważne, konsolidujące dla lokalnego środowiska, pokazujące „jesteśmy, działamy, wspólnie, w Tarnowie”.

W takim razie formuła Salonu ma dzisiaj sens? Jest aktualna czy anachroniczna?
Cezary Wierzbicki: W ogóle nie uważam, że ta formuła jest anachroniczna!
Emilia Orzechowska: Może w sensie historycznym jest nieco anachroniczna, ale mam wrażenie, że dziś zyskała drugie życie.
Odpowiada na wyzwania współczesności?
Emilia Orzechowska: Tak! To gotowe narzędzie, gotowa formuła, z której możemy korzystać, i która zdążyła dostroić się i dostosować do współczesnych potrzeb i oczekiwań. Jest to sytuacja podobna do tej z odradzającą się siecią BWA – siecią dawnych galerii miejskich, która dziś uzupełniona o nowe instytucje prezentujące sztukę współczesną i działające na podobnych zasadach, rośnie w siłę. Ta nieformalna sieć została ponad dziesięć lat temu reaktywowana i ponownie powołana do życia z inicjatywy Ewy Łączyńskiej-Widz i Ewy Tatar. Obecnie zrzesza około pięćdziesięciu galerii z całej Polski, tworząc ogromny kapitał wystawienniczy, kreuje platformę wymiany i wsparcia. Dlatego zwracam uwagę na jej niesamowity potencjał – to gotowa struktura, która działa ogólnopolsko i może wzmacniać całe środowisko artystyczne, również dzięki takim inicjatywom jak Salon, bo BWA Tarnów nie jest jedyną galerią, w której odbywają się tego typu przeglądy, skierowane do lokalnych środowisk. To gotowa, sprawdzona formuła, która według mnie jest dziś absolutnie aktualna i bardzo potrzebna.
Cezary Wierzbicki: Ta formuła wystawy ma także ogromne znaczenie popularyzatorskie. Na tym akurat Salonie, na tej wystawie, naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Ci, którzy kochają malarstwo pejzażowe i ci, którzy kochają kwiaty i pieski także! Wydaje mi się, że to jest ogromna siła!

Demokratyczność tej formuły?
Cezary Wierzbicki: Demokratyczność i popularyzatorski charakter, dostępność.
Emilia Orzechowska: Myślę, że taka formuła jest niezwykle potrzebna właśnie ze względu na swoją inkluzywność. Nikogo nie pomija i nie wyklucza – oczywiście wymaga wykonania gestu woli, jakim jest zgłoszenie się. Dla mnie bardzo cenne jest tu horyzontalne podejście do budowania wystawy. Mamy na niej osoby, które są mentorami, znawcami i nauczycielami sztuki, mamy osoby artystyczne rozpoznawalne w szerszym obiegu, i mamy również tych, którzy zajmują się sztuką z potrzeby serca, z pasji, a niekoniecznie są profesjonalnymi twórcami i twórczyniami. Ta horyzontalność i różnorodność Salonu to dla mnie ogromna wartość. Jako członkini jury, osoba nieznająca wcześniej tarnowskiego środowiska, miałam wyjątkową przyjemność wejść na wystawę, gdzie mogłam po prostu obcować ze sztuką. Drugorzędne było dla mnie to, kto jest autorem czy autorką danej pracy, czy to ktoś rozpoznawalny, jaki ma dorobek i doświadczenie. Bardzo rzadko mamy taką możliwość, bo zazwyczaj idziemy na wystawę konkretnej osoby albo na wystawę zbiorową z wyraźnie określonymi wątkami i tematem, ze starannie dobranym zestawem artystów i artystek. Salon daje coś innego – czyste i emocjonalne doświadczenie sztuki, bez obciążenia wiedzą, bez natychmiastowego uruchamiania intelektu.
To bardzo ciekawy wątek, wyłania się z niego definicja Salonu, jako miejsca poszerzenia świadomości o polu sztuki – niekoniecznie wybralibyśmy się na wystawę artysty, którego nie znamy… Tutaj można dać się zaskoczyć, nie wchodzimy na tę wystawę z przedwiedzą.
Agnieszka Obszańska: Ale też możemy zobaczyć prace w masie. Ciekawym doświadczeniem jest dać się złapać na ten pierwszy moment – pierwszy kontakt z dziełem. Ten kontakt – który później możemy sobie intelektualizować, sytuować w nurtach, meandrach historycznych odniesień – ten pierwszy kontakt dla mnie w sztuce jest bezcenny. I masa – przy okazji Salonu BWA można powiedzieć o masie, bo prac jest bardzo dużo. Tylko pozazdrościć Tarnowowi takiego środowiska artystycznego i takiej różnorodności. I tutaj dochodzimy do clou, możemy postulować – Salon w każdym mieście, miasteczku i wiosce! Wtedy jesteśmy w stanie pobudzić środowisko, tworzących ludzi – dać im znak, że to co mają do powiedzenia jest ważne, bo wychodzi z nich. Możemy dodać odwagi osobom artystycznym, do tego żeby tworzyły i wychodziły ze swoją sztuką na zewnątrz, bo gdzie mamy te prace oglądać jak nie na Salonach? Takie inicjatywy zasługują także na wsparcie i na finansowanie – bo to będzie w naszych społecznościach procentować.
Olga Guzik-Podlewska: Myślę, że warto dodać jeszcze jeden aspekt Salonu i tego, dlaczego jest ważny. Mowa o środowisku artystycznym i osobach artystycznych, ale sądzę, że równie ważną misją tego rodzaju wydarzeń, konkursów, wystaw, jest budowanie publiczności dla sztuki współczesnej. Z tego co słyszałam, dzisiaj na wernisażu spodziewamy się ogromnej frekwencji. To jest coś, co właśnie niesie sztukę współczesną dalej, niezależnie od rozmiaru ośrodka. Istotne jest, dla kogo osoby artystyczne mogą tworzyć, z kim działać i dyskutować, ta dwutorowość.

Przejrzeliście Państwo wiele zgłoszeń – nie wiem jaka była dokładna liczba…
Emilia Orzechowska: Na początku było około 200, a my ocenialiśmy prace, które zostały już preselekcjonowane, zakwalifikowane na wystawę –123 prace, 124 osób.
Na tej podstawie macie Państwo jakiś przekrój – różne nurty, techniki, media, osoby, pokolenia. Jeśli chcielibyśmy potraktować tę wystawę jako mikromodel polskiego świata sztuki, to czym zajmują się aktualnie artyści? Czym się interesują?
Olga Guzik-Podlewska: Z pewnością nurt organiczny jest wciąż silny… Cykl życia i śmierci, odrodzenia, przemijania w osobistym, indywidualnym aspekcie, ale też i globalnym, szerszym, w odniesieniu do ekologii, klimatu. To jest jeden z takich wątków, który się wybija.
Agnieszka Obszańska: Interdyscyplinarność. Łączenie różnych dziedzin, formatów, technik. To co dzieje się też na polach teatru, performance’u czy filmu. Łączenie wielu mediów. Ale też malarstwo!
Cezary Wierzbicki: Malarstwo wiecznie żywe…
Olga Guzik-Podlewska: Zaskakująco wiele pojawiło się propozycji rzeźbiarsko-instalacyjnych, co też bardzo cieszy, bo wydaje się, że malarstwo w ostatnich latach – z różnych przyczyn – przeważa.
Agnieszka Obszańska: Także powrót do form, które często kojarzone są z rzemieślniczymi, ale zamienione w coś bogatszego, głębszego. Sporo obiektów zasługuje na uwagę, są znakomicie wykonane, także rzemieślniczo, ale odnoszą nas dalej. Zazdroszczę wszystkim, którzy będą to oglądać.

Czy na wystawie są jakieś prace, które szczególnie Państwa poruszyły, w taki osobisty sposób?
Olga Guzik-Podlewska: Tak… Ja wybrałam sobie cztery postawy, którym będę bliżej się przyglądać i sięgać do internetu, od którego zaczęliśmy rozmowę, żeby zapoznać się z nimi bliżej. Wystawa Salon jest sytuacją, w której jesteśmy skonfrontowani wyłącznie z jedną pracą danej osoby. To jest duże wyzwanie, ciekawe, ale podnosi naszą odpowiedzialność, jako członków Jury, przy dyskusjach i wyborze konkursowym. W związku z tym zrobiłam sobie taką „shortlistę”, którą będę dalej eksplorować.
Cezary Wierzbicki: Ja podobnie. U mnie też powstała „shortlista” i myślę, że to będą adresy do kolejnych badań i eksploracji, zagłębiania się dalej w wybrane tematy. Mam nadzieję, że przełoży się to także na wizyty w pracowniach w ramach mojego projektu.
Emilia Orzechowska: Ja również mam swoją listę, ale nie chciałabym tutaj wymieniać konkretnych nazwisk, bo – tak jak powiedziała Olga – spotkaliśmy artystów i artystki poprzez pojedyncze prace i jest to w pewnym sensie wada konkursowych wystaw. Z jednej strony jesteśmy tu w roli osób, które muszą ocenić, bo jakiś ranking jednak powstaje i nagrody zostaną dziś przyznane. Zawsze będą ci wyróżnieni i cała rzesza tych, którzy nagród nie dostaną. Mówiąc te słowa, zdaję sobie sprawę, że to słabe pocieszenie w kontekście tego, o czym rozmawialiśmy – o sile takiego wydarzenia i jego znaczeniu dla środowiska. Tak, jest to kolejny kompromis we współczesności, który również nie omija świata sztuki, w którym zawsze będziemy skazani na porównywanie się i ocenę, niezależnie od tego jak bardzo chcielibyśmy, żeby był on inkluzywny, horyzontalny i demokratyczny, to jednak jest to utopia. Cieszę się, że mogłam tu być i zobaczyć tę wystawę – to dla mnie duża dawka wiedzy i inspiracji. Zdecydowanie będę wracać do niektórych osób, żeby zobaczyć więcej prac i śledzić ich rozwój. Mam nadzieję, że moja obecność tutaj, przełoży się również na jakąś wymianę między Elblągiem a Tarnowem. To bardzo istotny element takich przeglądów – że przyjeżdżają osoby z zewnątrz, które widzą dzieła i prace po raz pierwszy, i że może z tego wyniknąć kolejny krok, jakim jest „przepływ” poza lokalne środowisko.
Podczas dokonywania wyboru w pierwszej kolejności kierowałam się swoją intuicją. Wejście do przestrzeni wystawienniczej, w której prezentowane są dziesiątki prac, to niezwykle ciekawe, pełne i sycące doświadczenie. Postanowiłam najpierw sprawdzić, co działa w pierwszym, bezpośrednim kontakcie, a dopiero później – z czasem, czytając opisy i słuchając zespołu galerii opowiadającego o pracach i ich autorach – dowiedzieć się więcej. Moje wybory były więc wyborami „pierwszego spojrzenia”, i podobną zasadę stosuję w mojej praktyce kuratorskiej. Sztuka porusza mnie na różnych płaszczyznach, dlatego w swoich wyborach kieruję się intuicją – zazwyczaj to emocjonalna reakcja lub wizualny gest mnie prowadzą. Zgadzam się z Agnieszką – na X Salonie mamy niesamowitą, zaskakującą różnorodność. To ogromny atut wystawy i wielkie osiągnięcie środowiska. Jadąc tutaj, nie wiedziałam, czego się spodziewać – a spotkałam dużo dobrej, wrażliwej sztuki. To doświadczenie uświadomiło mi, jak wiele jeszcze mam do odkrycia i jak mało wiem o artystkach i artystach tworzących w lokalnych społecznościach, do których na co dzień nie mam dostępu. Cieszę się, że mogę tu być, poznawać ich i ich prace – z ciekawością i wdzięcznością.
Agnieszka Obszańska: W sumie, wszystko o czym mówimy, jest o spotkaniu. Ja też odbyłam parę spotkań za którymi podążę. To jest trochę jak wypływanie na nieznane wody. To także doświadczenie spotkania z drugiej strony – ja też jestem odbiorczynią. Zobaczyłam prace, na które pewnie nigdy bym się nie natknęła, gdyby nie Salon.
- Olga Guzik-Podlewska absolwentka historii sztuki, kierowniczka galerii Le Guern w Warszawie.
- Agnieszka Obszańska teatrolożka z wykształcenia, dziennikarka z wyboru. Przez lata wydawczyni, reporterka i autorka programów. Aktualnie w Programie Trzecim Polskiego Radia jest zastępczynią kierowniczki Redakcji Słowa i prowadzi program „Terra Kultura”.
- Emilia Orzechowska kuratorka, artystka, producentka i animatorka kultury. Dyrektorka Centrum Sztuki Galeria EL w Elblągu.
- Cezary Wierzbicki kulturoznawca, popularyzator sztuki. Autor instagramowego projektu @adres_prywatny
X SALON BWA TARNÓW 2025
BWA / Pałacyk Strzelecki
26.06 – 10.09.2025
https://www.bwa.tarnow.pl/1,2838,wystawy,x-salon-bwa-tarnow-2025.html
Przypisy
1. | ↑ | Instagramowy projekt @adres_prywatny |