Jaka jest największa gafa, jaką można popełnić na otwarciu wystawy? Jak powinien wyglądać wzorcowy, wernisażowy small talk? Podejść i się przedstawić, czy stać w kącie i kontemplować? Udawać, że nam nie zależy czy wręcz przeciwnie – korzystać z tego, że kurator stoi tak blisko? Darmowy ekstra alkohol dla krytyków – źródło problemów czy szansa? Wizyta w pracowni artysty – o czym pamiętać przed, w trakcie i po? Co uchodzi za niegrzeczne, a co za nonszalanckie (spoiler alert: granica jest cienka, nawet dla artystów). Odpowiedzi na te i wiele innych pytań daje nam książeczka „I like your work: art and etiquette.” wydana nakładem Paper Monument w roku 2009.
O jej popularności świadczy fakt, że aktualnie w sprzedaży krąży wydanie ósme, z roku 2016. Jest to zgrabnie zredagowany zbiór wypowiedzi przedstawicieli nowojorskiego rynku sztuki – artystów, kuratorów, krytyków, galerzystów. Ze względu na dystans w rozwoju, jaki dzieli nasz „artworld” od tamtego, czyta się to trochę jak jutrzejszą gazetę – pewne zjawiska są Ci znane a o innych wiesz, że dopiero nastąpią. Niemniej jednak warto zapoznać się z tym, co mają do powiedzenia przedstawiciele tego, będącego krok przed nami świata, bo poruszają tematy trudne i wstydliwie dotykające naszego ego.
Na przykład wygląd zewnętrzny artysty. Podzielam afekt Łukasza Orbitowskiego dla dresu – jest to odzienie, które nie tylko nie zakłóca procesu twórczego, ale nawet wychodzi mu naprzeciw. Artysta nie rozprasza się guzikami, zamkami, klamerkami. Wciąga i jest gotowy. Moment wernisażu jest dla dresiarzy kłopotliwy. Trzeba oto zastąpić neutralny dres czymś, co będzie wyrażać naszą osobowość. Jak ubrać się na otwarcie własnej wystawy?
„Jeśli jesteś chudym artystą – bądź czyściutki i schludny, jeżeli jesteś grubym artystą – bądź uosobieniem chaosu i szaleństwa. Nie wiadomo dlaczego, ale to działa”, naucza Ryan Steadman, artysta, kurator z Brooklynu. Malarz Roger White nakłada na nas misję: „Artysta musi wyróżniać się spośród innych przedstawicieli w branży, typowo obecnych na wydarzeniach w świecie sztuki: galerzystów, krytyków, kuratorów, dostawców usług. Oni z kolei zaś powinni dołożyć wszelkich starań, by nie wyglądać na artystów.” Według White’a relacja pomiędzy wernisażową stylówką a twórczością, powinna mieć charakter bardziej dialektyczny niż dosłowny. W uproszczeniu: “Gdy malujesz paski – nie ubieraj się w nie”. Brzmi to z sensem. W tym kontekście przychodzi mi na myśl pewna polska artystka, która bardzo lubi temat waginy – widziałam ją na otwarciu wystawy całą w różu i wściekłej magencie i choć wtedy wzbudziła mój zachwyt, teraz myślę, że się nie popisała. White komplikuje sprawę jeszcze bardziej stawiając wyzwanie: „Ubiór artysty powinien otwierać możliwość szerszej interpretacji jego dzieł. Wybory modowe artysty są przedmiotem hermeneutycznych rozważań w takim samym stopniu, co jego prace”. Dalej sugeruje nam ćwiczenie z wyobraźni – dobierając strój, artysta powinien wyobrazić sobie, że jego wybór będzie poddany ocenie przez szczególnie znienawidzonego przezeń krytyka sztuki. Krytyka będzie dotyczyła następujących obszarów oddziaływania stylówki: ekspresji charakteru i wartości, jakie reprezentuje artysta, aktualności – bieżącego odniesienia, stosunku do historii oraz wymiaru w jakim rzeczony strój rzuca wyzwanie lub odtrąca aktualnie dominujące modowe trendy. Po prostu wyobraźcie sobie Państwo taką recenzję i zastanówcie się, czy ta marynarka będzie działać. W tym kontekście łatwo zrozumieć, dlaczego tak wielu artystów ubiera się po prostu na czarno. Ze strachu. W Polsce oczekiwanie beretu i peleryny po stronie twórcy jest wśród wielu odbiorców sztuki nadal aktualne. Przynajmniej w Krakowie. Myślę o zakupie beretu poważnie. W kolorze czarnym, rzecz jasna.
Przejdźmy teraz do gaf. To dotyczy nas wszystkich. Te opisane we wspomnianej książeczce można by podzielić na następujące: werbalne, o charakterze performansu i związane z przerostem ego. Wymienię losowo kilka rzeczy, które są w bardzo złym tonie: brak uważności, brak szacunku dla innych, szczególnie dla mniej znanych lub początkujących artystów, bezpośrednie nagabywanie znanych artystów, krytyków, kuratorów, puszczanie bąków, głośne negatywne komentarze (obowiązuje zasada sześciu przecznic, taki dystans od galerii pozwala na swobodne wypowiedzenie negatywnej opinii), brak odpowiedzi na otrzymywane wiadomości, choćby miała być skrótowa i odmowna, upijanie się darmowym alkoholem i wbijanie na imprezy zamknięte bez zaproszenia (chyba, że impreza jest duża i panuje chaos), spóźnianie się i naruszanie świętości przestrzeni prywatnej (w przypadku wizyt w pracowni), nie okazywanie zainteresowania sztuce prezentowanej na otwarciu wystawy. Wernisaż jest czasem pracy – anektowanie czasu artysty i monopolizowanie jego uwagi jest niegrzeczne. Rozmowy powinny dotyczyć przede wszystkim prezentowanej sztuki. Także plotki.
Odnosząc te ostatnie uwagi do własnych doświadczeń wyznaję: na otwarciu wystaw w których biorę udział z przyjemnością rozmawiam z każdym, kto porusza tematy zawodowe. To nie muszą być ludzie z branży, „zwykli odbiorcy sztuki” miewają najbardziej interesujące spostrzeżenia. Błagam jednak – nie pokazujcie mi zdjęć swoich dzieci na telefonie zaraz po słowach:„Gratulacje, świetna wystawa! A ja…” – w celach towarzyskich możemy się umówić na kawę.
Zamknijmy ten tekst wątkiem sacrum – wizytą w pracowni. Nasze miejsca pracy odwiedzają galerzyści, klienci, ludzie z branży. Jay Batlle, artysta, przybliża etykietę związaną z wizytą w pracowni wszystkim tym, którzy robią to pierwszy raz. „Bądź na czas. Jeżeli masz się spóźnić powiadom artystę.” – proste, prawda? Niestety, nie jest to oczywiste dla wszystkich. Wiele osób wyobraża sobie wizytę w pracowni trochę jak w muzeum, otwartym od 9:00 do 15:00, ustaloną godzinę spotkania traktują bardzo liberalnie. Tymczasem my nierzadko mamy problem ze skupieniem się na pracy w takim dniu. Informacja o spóźnieniu pozwoli nam przeznaczyć czas na prozaiczne prace administracyjne czy porządkowe. „Nie odwołuj spotkania w ostatniej minucie.” – pisze Batlle. Nie trzeba tego komentować. Wyjątkiem są sytuacje naprawdę poważne. Fakt, że pada deszcz i fajnie się pije wino w tej knajpce na krakowskim Kazimierzu do takich nie należy.
Nie śpiesz się, jeżeli jesteś klientem i nie dawaj artyście do zrozumienia, że zabiera Twój cenny czas, jeżeli jesteś galerzystą lub kuratorem. „Nie pytaj ile kosztuje dana praca, jeżeli nie masz zamiaru jej kupować” – rozmowy o kasie bywają dla niektórych krępujące. Z drugiej strony, doradza Batlle, nie bój się pytać o prace, którymi jesteś zainteresowany. Pytaj o nowe prace. Respektuj, gdy artysta nie chce ich pokazywać. Powstrzymuj się od samodzielnego eksplorowania pracowni, zaglądanie za odwrócone podobrazia jest niestosowne. Jeżeli jesteś galerzystą lub kuratorem nie pozostawiaj artysty po wizycie w jego pracowni w próżni – daj znać czy coś z tego będzie, niezależnie od twojej decyzji.
Wbrew temu, co można wywnioskować z mojego tekstu „I like your work: art and etiquette” nie jest poradnikiem – to raczej interesujący obraz nowojorskiego środowiska artystycznego, anty-przewodnik, który pokazuje świat z zasadami i zasady łamania tych zasad. Bardzo polecam.
Osoby, których wypowiedzi współtworzą publikację: James Bae, Jay Batlle, Andrew Berardini, Dike Blair, Matthew Brannon, Sari Carel, Naomi Fry, Maria Elena González, Michelle Grabner, Ethan Greenbaum, Sara Greenberger Rafferty, A.S. Hamrah, Steffani Jemison, Paddy Johnson, Angie Keefer, Prem Krishnamurthy, David Levine, Pam Lins, Jason Murison, Dan Nadel, Bob Nickas, Wendy Olsoff, Dushko Petrovich, Kaspar Pincis, Richard Ryan, Jessica Slaven, Ryan Steadman, Amanda Trager, Rachel Uffner, Roger White.