Słońce już zaszło. Niebo i morze zlewały się ze sobą. Przełamujące się fale rozpościerały daleko na brzegu białe wachlarze, wysyłały białe cienie w zagłębienia huczących jaskiń, po czym cofały się wzdychając na żwirze.[1]Virginia Woolf, Fale, tłum. Lech Czyżewski, Kraków – Wrocław 1983, s. 189.

Dominik Kuboń: Powiedziałeś, że potrzebujesz słów o morzu. Pomyślałem, że najwspanialszymi słowami, pasującymi do Twojej rezydencji artystycznej w Centrum Aktywności Twórczej w Ustce, będą te zapisane przez Virginię Woolf w książce Fale. Dlatego wysłałem fragment książki listem.

Odczytałem go na plaży, tak jak prosiłeś. Słowa Woolf przywołują procesy zachodzące w naturze, naszej świadomości i również w sztuce. Plaża jest dla mnie jak wielka pracownia. Im więcej czasu na niej spędzam, tym bardziej się z nią identyfikuję. Chodząc po piasku, chodzę po swoich myślach. Scalam się z morskim krajobrazem. Następuje połączenie fal, myśli i tętna.  Staję się innym bytem, bardziej połączonym z naturą. Otchłań morza wciąga mnie. Wpatruję się, czuję tylko oddech i fale.

Fot. Bogna Juchowicz

Skąd pomysł na morską rezydencję?

Całe lata nie jeździłem nad Bałtyk. Nie byłem tutaj od 20 lat. Jeździłem nad Morze Czarne, Śródziemne, Północne. Roman Lewandowski zaprosił mnie w 2016 roku do wystawy Apologia Przypadkowości. Tytuł odnosił się do książki Odo Marquarda, niemieckiego filozofa urodzonego w Słupsku. Chodziło o nawiązanie do niektórych wątków w jego twórczości, przede wszystkim do roli i funkcji przypadku w kształtowaniu się jednostkowych i kolektywnych losów. Byłem tutaj na rezydencji w 2017 roku i jestem teraz. Zatem perspektywa tego samego miejsca na przestrzeni siedmiu lat.

Możesz rozwinąć?

Kwestia powrotu do tego samego miejsca. Jesteś z tym miejscem po raz kolejny. Obserwujesz to, co zmienia się w Tobie i w znanym już otoczeniu, np. miasto wygląda inaczej, naprawili drogę, pomalowali budynki, posadzili nowe drzewa. W tym roku fale wdzierają się w głąb brzegu i w pewnym momencie na plaży nie można już przejść dalej. Klify się urywają, co utrudnia mi zbieranie śmieci.

Dlaczego je zbierasz?

Przyciągają mnie. Czasem to one mnie znajdują. Niekiedy długo spaceruję zanim na coś trafię. Bywa i tak, że wracam z niczym. Robię z nich różne układanki. Próbuję tworzyć rzeźby. Czasami są to jakieś portrety, postaci, ale raczej określiłbym je jako zestawiane ze sobą  wielkości, kształty  i materiały.

Fot. Tomasz Żyglicki

Robisz sztukę, ale jednocześnie sprzątasz plażę.

Chodzę tam z workiem, ale zbieram tylko te śmieci, które mi się podobają i będą przydatne do prac. Poddaję te śmieci estetyzacji na moich własnych warunkach. One są ukryte, czekają aż je znajdę.

Czy Twoje prace powstają tylko z rzeczy znalezionych?

Część rzeczy kupuję w różnych lokalnych sklepach z artykułami dla gospodarstwa domowego lub w chińskich marketach. To nie są wyszukane przedmioty. Zabawki, gadżety, często mało potrzebne w codziennym życiu. Niewiele zmieniają. Moglibyśmy bez nich funkcjonować, ich brak nie dawałby się nam we znaki. Te przedmioty bywają kiczowatymi ozdobami czy pstrokatymi bibelotami. Przekrój jest szeroki. Otaczają mnie stosy rzeczy, a każdy stos zawiera w sobie jakiś potencjał znaczeniowy. Niektóre elementy robię od nowa, na przykład w ceramice.

Fot. Bogusław Bachorczyk

Nasuwa mi się skojarzenie z projektem Museum of Lunar Surface Findings Aleksandry Mir. Artystka przekształciła jedną z holenderskich plaż w krajobraz księżycowy. Podczas procesu deformacji plaży znaleziono tony śmieci. Następnie, improwizując, ułożono je na stole w jednym z namiotów, tworząc w ten sposób „kolekcję muzealną”. Zresztą po zakończeniu działań w Holandii znalezione obiekty były pokazywane na wystawach w gablotach. Czy Twoje prace, wykorzystujące plażowe znaleziska, także będzie można zobaczyć w galerii?

Obecny pobyt zaczął się we wrześniu 2023 roku. Kończy się w sierpniu 2024 roku. Podzieliliśmy moją rezydencję na cztery wyjazdy (wrzesień, listopad, luty, sierpień). Właśnie w sierpniu będzie prezentacja wszystkich prac i zdjęć, jakie wykonałem nad morzem. Coś w rodzaju fotograficznego dziennika. Starałem się codziennie zrobić jakieś zdjęcie. To nie jest łatwe! Wracając kolejny raz do tego samego miejsca nie masz już świeżego spojrzenia. Z drugiej strony zastanawiasz się czemu nie dostrzegłeś czegoś za pierwszym razem.

Wróćmy do przypadkowości związanej ze zbieraniem. Nigdy do końca nie wiesz, co znajdziesz, jakie kolory czy formy zdeterminują gest artystycznego przetworzenia odkrytego przedmiotu.

Tak, to prawda. Jest zaskoczenie! Później często zdarza się, że jedna część jest bardzo ważna i do niej szukam innych, pasujących części. Tematem staje się jeden przedmiot, wokół którego dodaję kolejne elementy. Naturalne spotyka się ze sztucznym. Łączę przypadkowość z przetworzeniem, obserwuję jak wpływają na siebie. 

Fot. Bogusław Bachorczyk

Wiem, że ciągle coś zbierasz. Chodzisz na pchle targi, do antykwariatów, zaglądasz w znajome zakamarki miasta. Gromadzisz zapomniane, porzucone przedmioty, odkrywając jednocześnie ich piękno na nowo. Od 2010 roku tworzysz trójwymiarowe kolaże, których elementami są znalezione gotowe przedmioty. Czy te działania sprzed 14 lat można uznać za zalążek prac wykorzystujących śmieci?

Niewątpliwie kolaże z tamtego czasu były ważnym etapem przejściowym, prowadzącym do wykorzystania śmieci w moich pracach, ale wszystko zaczęło się znacznie wcześniej. Jeszcze podczas studiów zbierałem różne materiały, takie jak: papier, gazety, książki czy reprodukcje. Powodem była oszczędność, trudna sytuacja finansowa. Nie miałem wyjścia, musiałem sobie jakoś radzić. Teraz jest inaczej. Zwracam uwagę na urodę rzeczy, ich biografię. Szukam innych bytów.

Jakie byty masz na myśli?

Rośliny, przedmioty, narzędzia, meble, zabawki.

Fot. Hanna Oborska

Przez moment pomyślałem o bytach spoza naszego wymiaru, niewidzialnych gołym okiem. Z każdym przedmiotem wiąże się jakieś zaplecze duchowe. Każda rzecz ma historię, była świadkiem obecności jakiegoś człowieka, rośliny czy zwierzęcia. Znajdowane przez Ciebie rzeczy funkcjonowały w różnych kontekstach. Pochłonięte przez morze, a później wyrzucone przez fale, ostatecznie są fragmentami Twoich obiektów. Dlatego też, według mnie, wybrzmiewają na wielu płaszczyznach, nie tylko realnych, namacalnych.

Właśnie te byty, wyrzucone przez fale, wróciły aby na nowo zaistnieć. Nie są już funkcjonalne, ale artystyczne. Ich istnienie wywołuje pytania o naszą kondycję psychofizyczną, ekologię, stosunek do natury, miejsce w posthumanistycznym świecie.

Jakie inne działania podejmujesz lub podejmowałeś nad Morzem Bałtyckim?

Powstały tutaj między innymi rzeźby Infantki i Infanci, pochód queerowych królowych i królewiczów, zmontowanych z tego co wyrzuciło morze. Ułożyłem je w rząd przypominający falochron. Wszystkie postaci są dosyć krzywe, wyglądają z daleka jak żaglówki lub fragmenty statków. Do tego dochodzą różne kolory odpowiadające materiałom śmieci (plastik, drewno, szkło, metal).
Robiłem też projekt Twoja ulubiona roślina. Zaprosiłem 40 osób, głównie tutejszych mieszkańców, Ustki i Słupska. Poprosiłem, żeby wybrali ważną dla siebie roślinę i zapisali związaną z nią historię na kartce papieru. Każdej kartce odpowiada fotograficzny portret. Zdjęcia wykonywałem w różnych miejscach: smażalni ryb, domu, sklepie, podwórkach, skwerach.
Jeszcze warto wspomnieć o pracy Opowiedziałem o Tobie morzu. Na fragmencie płótna z żagla wyszyłem tytułowy napis, odnoszący się do mojej prywatnej relacji. Zwierzałem się morzu, które było współautorem moich prac.

Fot. Bogusław Bachorczyk

Przeniosłeś fragment fal do Krakowa, w którym mieszkasz i pracujesz. Mam na myśli najnowszą wystawę w krakowskim MCK. 

Zgadza się. Niektóre moje prace wykonane podczas rezydencji można obecnie zobaczyć na wystawie Odzyski-obiekty, trwającej od 8 marca do 14 kwietnia. Kuratorką jest Monika Rydiger. Istotnym punktem odniesienia dla ekspozycji jest idea upcyclingu, czyli przetwarzania materiałów w taki sposób, aby nadać im nowe życie i uzyskać przedmioty o większej wartości.

Zdaje się, że to było wyzwanie.

Wielkie wyzwanie. Początkowo obawiałem się czy takie połączenie będzie możliwe, ale wyszło intrygująco. Aranżacja przestrzeni jest próbą odtworzenia mojej wizji świata, obserwowanego i przetwarzanego. Plażę traktowałem jako pracownię i właśnie pojęcie pracowni jest kluczem do tej wystawy. Miejsce pracy ma dla mnie wymiar konceptualny. To nie musi być konkretne, fizyczne miejsce, ale na przykład przestrzeń trudna do zdefiniowania, w obrębie której dokonuje się proces kreacyjny.

Wystawa Odzyski-Obiekty, MCK Kraków, Fot. Paweł Mazur

Jak połączyliście Twoje prace ze średniowiecznymi piwnicami galerii?

Zastosowaliśmy neonowe światła ledowe, filmy i fotografie. Wszystkie rozwiązania plastyczne budują osobliwą aurę, która wydobywa wieloznaczność prac. Pierwsza sala, o nazwie „Poczekalnia”, poświęcona jest pracom powstałym podczas morskiej rezydencji – pokazujemy wspomnianą wcześniej paradę rzeźb w stylu glamour – Infantki i Infantów. W kolejnej sali („Bitwa pomysłów”) można zobaczyć różne pracowniane Kreatury (2022-2023). Wystawę zamyka „Żal tropików” – sala zawierająca cykl kolaży Kwiaty z Madagaskaru (2016) oraz rzeźby-obiekty Tropikalne byty (2019–2023) i Rośliny (2017–2023). Prace te mają przypominać o utraconych związkach człowieka z naturą, o odpowiedzialności za środowisko, a także o naszym miejscu w szerokim kontekście posthumanizmu.

Mam jeszcze dwa ważne pytania. Jak się czujesz? Co przyniosła morska energia?

Jest znacznie lepiej psychicznie. Jeśli mogę porównywać stany mojej głowy to powiedziałbym, że ten obecny jest bardziej spokojny. W porównaniu do września zeszłego roku, teraz towarzyszy mi relaks. Wcześniej, na początku rezydencji, czułem niepokój. Próbowałem układać niespokojne myśli. Teraz są uporządkowane. Skupiam się na rozwijaniu obiektów i rzeźb. Cieszę się wodą, piaskiem, znalezionymi przedmiotami, zmieniającą się pogodą. Aha! Pierwszy raz morsowałem!

Przypisy   [ + ]

1. Virginia Woolf, Fale, tłum. Lech Czyżewski, Kraków – Wrocław 1983, s. 189.