Już po otwarciu „Wewnętrznego horyzontu” (9.02.-21.04. 2024 r., BWA w Tarnowie / Dworzec PKP) spotkaliśmy się: kuratorzy Paweł Marcinek z Dominiką Borek i jedną z autorek, Agnieszką Piksą, aby się podzielić swoimi przemyśleniami wokół wystawy. poniżej zapis tej rozmowy.

DB: Macie uczucie, że nie powiedzieliście czegoś istotnego na wernisażu?

PM: Myślałem o tych dużych pracach, że zabrały coś tym małym. Bo jak Grzegorz Frydryk powiedział o swojej chorobie to pomyślałem, że lepiej byłoby pokazać tylko te małe grafiki „klatki” jako związane z przemieszczaniem i zamknięciem. Przywodzi mi to na myśli grafiki Józefa Gielniaka. Był w szpitalu i robił tam linoryty. To takie mocne prace.

fot. Grzegorz Kwiek

DB: Grzegorzowi zależało na pokazaniu premierowych prac: w tle odnajdziemy zapis modlitwy serca, na tym zjawiają się motywy neuronów, organiczne sieci, które funkcjonują i chcą działać na przekór przeciwnościom.

PM: Właściwie nie chodzi o tę wystawę, pomyślałem sobie o jego najmocniejszych rzeczach.

DB: Poznałam Grzegorza, kiedy przyjechał do BWA na zaproszenie Ewy Łączyńskiej-Widz, która zorganizowała oprowadzanie po jego wystawie „Walizka wspomnień”. To, co usłyszeliśmy było przejmujące. Opowiadał jak zachorował na Parkinsona i zdecydował się na umieszczenie w ciele DBS [Deep Brain Stimulation], urządzenia neutralizującego objawy drżenia rąk. Elektrody podłączone są do serca i mózgu, ma to poprawiać przewodnictwo między komórkami.

AP: Może tego trochę brakowało na wystawie, tej opowieści? Żeby sobie uzmysłowić taką stronę przyziemną. Bez jego oprowadzania nie byłoby tego. Pomyślałabym, że chodzi o metaforyczne klatki, a tu konkretna rzecz.

DB: A jak Paweł rozumiesz te „klatki”?

PM: Że on sam czuje się ograniczony fizycznie w świecie. To istotne, co przeżywa.

DB: Patrząc z perspektywy…

PM: Bycia zdrowym. Masz coś takiego, co cię dyskwalifikuje w jakiś sposób. Jasne że nie, ale…

DB: W takim myśleniu powierzchownym, bo przecież intelekt czy wrażliwość.

PM: Jasne! Ale w zwykłym świecie jako osoba z niepełnosprawnością zawsze jesteś gdzieś z tyłu… A pozostałe prace?

AP :„Nietoperz” był zabawny. Pojechaliśmy ze znajomymi: prawniczką i inżynierem na wystawę to zwrócili uwagę, „ojej jakie zabawne”, choć to nie było zabawne. Weszli w grę, że on na nich patrzy. Chyba im się podobało.

PM: Ciekawie byłoby właśnie z zewnątrz usłyszeć jakieś głosy o tej wystawie.

DB: A co znajoma – prawniczka powiedziała? Raczej niczego o prawie tam nie ma…

PM: Może „bezprawie”?

AP: Trochę jest u Dańca. Te rysunki na specyficznym uzbeckim papierze, chmura dymu.

DB: Papier z Samarkandy. Jedno z najstarszych miast, to działa na wyobraźnię. Coś, co przetrwało do dziś, Tomasz Daniec zestawia z obrazami zniszczenia, degradacji z powodu działań człowieka.

PM: Antropocen.

fot. Przemysław Sroka

DB: Myślałam o jego pracy w kontekście tego, czym jest odpowiedzialność. Jaki wywiera się wpływ, a Daniec przywołuje tego jaskrawe przykłady. Toksyczność względem środowiska, a przez nią trucie ludzi. A kobalt, niezbędny w smartfonach czy laptopach, już nie mówiąc o ilości potrzebnej w autach elektrycznych? Czyste powietrze, dbałość o zdrowie, przyszłość, auta elektryczne a w nich pierwiastek wydobyty w warunkach wyzysku, to okrutna sprzeczność. Kolonializm…

PM: …z którego korzystamy. Festiwal Brave też jest trochę o tym, o zanikających kulturach. Przypomina mi się plakat człowieka o złotej twarzy. Był tam film „Planeta Ziemia”, o pracy w skrajnych warunkach.

DB: Ciekawi mnie odbiór ludzi, którzy raczej przypadkiem wejdą zobaczyć wystawę.

AP: Może być przyjemnością. Ciche, czyste, spokojne miejsce w czasie podróży. Niekomercyjne, nie musisz nic kupować. Możesz pobyć.

PM: Wchodzisz do przestrzeni bez wczytywania się, nawiązujesz relację z pracami. Niektóre są bardziej oczywiste.

AP: Zegar mnie zaintrygował, choć go nie rozumiałam.

DB: Projekcja Agnieszki Bartak-Lisikiewicz. „Kalendarze”. Odbiór tej pracy zależny jest od aury…Czasem niemal nie widać tej projekcji, a najlepiej widać ją po południu albo gdy jest pochmurnie. Pocięte, nałożone części koła jak stare kalendarze z rozpisanymi porami roku czy ruchem Zodiaku.

AP: Mam w domu taką „mapę nieba”. Rama z miesiącami, a kręcisz niebem.

DB: To filmy kręcone w danym miesiącu z motywami domu, dzieci, ogrodu. Czas zatrzymany w pandemii. Wiele osób mówiło, że to czas przykry, ponury. A dla niej to był czas zastanowienia, ograniczenia ilości spraw, jakby lepszego odczucia obecności.

fot. Grzegorz Kwiek

AP: A, to fajne, to to, co myślałam o horyzoncie, że nie jest linią, ale okręgiem.

PM: Teraz pomyślałem, że gdyby zrobić kilka wystaw na ten temat… To kolejna byłaby bardziej precyzyjna. To byśmy się więcej zastanawiali.

AP: Śmiałości się nabiera.

PM: Syntezę się uzyskuje.

DB: To druga wystawa zbiorowa, którą kuratorowałam. „Antygrawitacja” była o odrywaniu się od ziemi, drodze ku temu, by ciągle iść do przodu, bez ograniczeń, ku rozwojowi, o pokonywaniu ciążenia. To runęło, kiedy przyszła pandemia i wojna. Dużo się zmienia, kiedy jesteś zaangażowany i nagle „zamykają galerię” i słyszysz, że przekładamy „na kiedyś”… A „Wewnętrzny horyzont” można odbierać jako wystawę poruszającą różne wątki, motywy ku czemuś stałemu.

PM: Czyli druga część!

DB: To jest złapanie się czegoś stabilnego, wobec tego, co nieustannie podlega przemianom, zmiennym okolicznościom, na które często nie ma się wpływu.

PM: To teraz pomyśl o trzeciej części!

DB: Jeszcze za wcześnie.

AP: Może o marzeniach?

DB: Chcesz Agnieszko o swojej pracy opowiedzieć? W pewnym sensie ustawiła nam drugą salę, stała się fryzem. Sporo narysowałaś, nie mieliśmy wyjścia, pokazaliśmy wybór.

AP: To była walka z tą „acedią”. Że muszę robić, będę robić. Że może nie ma sensu robić tak długiego komiksu o jednym dniu z życia, ale właśnie ja się zawezmę i zrobię.

DB: „Acedia, w teologii wypalenie religijne, choroba mnichów, duchowa depresja. Niekiedy utożsamiana z lenistwem”, to pewnie o to ci chodzi?

AP: Z takimi wątpliwościami to chyba każdy, kto uprawia twórczość się zmaga, że to nie jest bezpośrednio nikomu potrzebne, a uprawiasz jakaś dziwną aktywność.

PM: Ale aktywność umysłową. Warto uprawiać, to jest ciągłe pobudzanie siebie do odpowiedzi na jakieś pytania i szukania rozwiązań, nawet jeśli one są estetyczne, formalne. To są proste rzeczy, proste pytania, ale to jak ta odpowiedź brzmi, to już zależy od ciebie, od twojego sposobu myślenia, twojej wrażliwości, od różnych czynników i fajnie jest zobaczyć jak ten proces wygląda. To pokazuje jaką masz osobowość.

AP: Której sama nie znam. Która może się określa przy tej pracy.

DB: Powiedziałaś, że dość dosłownie potraktowałaś „horyzont” jako pas. Tam obok jest „Panorama Siedmiogrodzka”! Nawiązałaś nieumyślnie.

AP:  Duch miejsca może nam dyktuje to, co robimy?

DB: Pracowałaś na jednym zwoju, który tworzy kontynuację oglądu na wysokości oczu, byłaś nad morzem i ten widok się „roztacza”. 

PM: Czemu koloru użyłaś?

AP: Po drodze nad morze odwiedziłyśmy Kręgi Kamienne w Odrach. Jeśli usiądziesz z bosymi stopami to poczujesz moc ziemską. Wynikało z tablicy informacyjnej, że to 9000 jednostek w skali Bovisa. Potem chodziłyśmy po Orłowie. Łatwo tam trafić, a jest nagroda, wysokie, zarośnięte klify, strumienie, dziko. Morze się zmienia, możesz wybrać własną zatokę. Tam testowałyśmy nasze wyczucie na skalę Bovisa. Stąd obecność koloru.

DB: Mi się podobało, jak Aga mówiła na wernisażu o tym wyjeździe nad morze, ten kontekst mi się też podoba, że to się odbyło, że to nie jest mrzonka, tylko faktyczny wyjazd i doświadczenie braku zasięgu.

PM: Pojechałaś w tamto miejsce, odpowiedziałaś na temat dosłownie. Pojechałaś szukać tego horyzontu.

AP: Dzięki wyczuleniu na skalę Bovisa miałyśmy odczucia dziecięce: tam gdzie dorosły widzi patyki, my widziałyśmy mikrokosmosy.

PM: Czyli odkrywcy. Wszystko jest interesujące.

DB: Nastawienie na tu i teraz.

AP: Uważność na faktury, na to, co jest, a nie na to czego nie ma, co zwykle zatruwa myśli.

DB: Wyczyszczenie głowy..

PM: Dominika mówi, że nie używa koloru, zastanawiałem się jak to działa, bo ja też miałem różne etapy, używania koloru i nieużywania. Męczył mnie, nie męczył. Nudził mnie, później mnie nudziło znowu nieużywanie go i to są te powroty trochę, nie? Ale się zastanawiam nad tym czy to jest tak, że ten kolor ma działanie terapeutyczne? Czy dopiero możemy zacząć kolorować jak już…

AP: Jak coś zrozumiemy?

PM: Ja dopiero  używam koloru, jak to wychodzi ze mnie. Że dopiero mam potrzebę używania kolorów jak się dobrze czuję, czy jak to jest ten czas na to. Bo jak mam gorszy stan, to mi się wydaje, że te prace są oszczędne w kolorystyce.

DB: Bo u ciebie surowiec gra taką rolę?

AP: Beton, drewno, metal mają swoją barwę. Nie mieszasz farby dosłownie ale dobierając tą spraną czapeczkę kiedyś wściekle pomarańczową… To miało istotność, ten kolor sprania, namalowany słońcem.

PM: Zwracam uwagę na te barwy, ale to nie jest jak w malarstwie, inaczej to działa. Nie wiem czy jestem w stanie wrócić do malarstwa, bo już nie interesuje mnie to mieszanie kolorów, chociaż jest przyjemne. To jest tak, jakby się coś stwarzało trochę. Mieszanie to wytwarzanie tego koloru i to jest chyba – wesołe.

AP: Jak gotowanie zupy.

PM: Budyniu malinowego. Wytworzenie czegoś bardzo prostego i radość z tego wytworzenia. Tak sobie myślę, jakby się coś wyczarowało z niczego. I może to malarstwo czy używanie barw dlatego ma sens, że sam proces sprawia przyjemność.

AP: Przy rysunku konturowym wyciągam z głowy zwój myśli i go zostawiam, idę dalej. Tu zapominasz o celu podróży, tylko jesteś gdzieś pomiędzy. Dominiko, może opowiedz o swoich szarościach. Czy one nie są kolorowe jednak?

DB: Analizując barwę w moich pracach na przestrzeni lat, widzę związek z wydarzeniami osobistymi. Wymyśliłam sobie rysowanie na płótnie. Węglem. Podoba mi się ten proces i jego efekt, to że tworzywem i medium jest węgiel, proch, trochę jak ziemia, to coś więcej niż przypadek. To kontekst. Popiół oczyszczający, kiedyś naczynia się tak czyściło. To nawiązanie do ziemi, tkanki twórczej, która jest sprowadzana do najmniejszych cząstek widzialnych atomów. Do „niczego”.

PM: Chleb, popiół, ziemia, to materiały, jednocześnie symbole.

DB: Dla mnie to istotne, że tej opowieści nie namaluję farbami olejnymi, nie tworzę jej tuszem. To esencja całego cyklu pod tytułem ‚Niczym”, „Niwy”. To jest praca o wychodzeniu z toksycznej relacji. Te dwa cykle pejzażowe to było odczarowywanie sytuacji. Najpierw zaszarzałam całe płótno, surowe lub gruntowane, nie czystą bielą lecz kością słoniową. Następnie wymazywałam pędzelkiem, wierzchem dłoni, ścierałam. Zaszarzenie – zejście pod ziemię, zaciemnienie, później rysowanie światłem. Sama brudzę siebie węglem, to proces, wychodzenie do światła, może to naiwne?

PM: Ciekawe dla mnie, że można wrócić do tego, co się zdarzyło 30 lat temu.

fot. Przemysław Sroka

DB: Są nieprzepracowane rzeczy. Poznałam teorię, według której stan odrętwienia, oderwania, w którym na pytanie „jak się czujesz” odpowiesz: „nie wiem, nieistotne, nieważne, jakoś” – jest tym najniższym stanem, apatii i skostnienia. Dążymy do tego by wejść na poziom otwartości na świat, przyjmującej, kontaktowej, kiedy wiesz, co się z tobą dzieje. Żeby dojść do tego stanu, to trzeba przeżyć stan złości na to, co wprowadziło w ten stan. Nie da się tego ominąć.

PM: Pomyślałem, że to są te najważniejsze rzeczy, które się próbuje przepracować. One mają właściwie największą wartość. W dorobku one są najcenniejsze, bo zawierają prawdziwe historie, być może te, które mają sens w twoim życiu – taki, że coś zmieniają i zmieniają twoje życie.

Ale pomyśl, że zrobiłabyś rzeźbę na ten sam temat, wyglądałaby zupełnie inaczej. Albo film. Kwestia sposobu mówienia o tych rzeczach. Piksa by zrobiła komiks.

AP: Gdybyśmy od razu przekładali z głowy to prace by zupełnie inaczej wyglądały,

DB: A ograniczeni jesteśmy swoim instrumentarium.

AP: Może to nie jest ograniczenie, po prostu materia, w niej funkcjonujemy wymusza wybory czy skróty myślowe.

PM: Nie jesteśmy w stanie przełożyć wizji jeden do jeden. To byłaby projekcja VR, nie o to chodzi, o dosłowność, tylko o ubranie myśli w jakiś sposób. Ja myślę o jakiejś swojej historii i zastanawiam się jak ją przedstawić, żeby ona była wizualnie atrakcyjna.

fot. Przemysław Sroka

DB: Paweł, na wernisażu opowiadałeś o…

PM: W katalogu jest „Spacer po zmroku”, a na wystawie jest inna praca. „Ucieczka ze skansenu”. O ucieczkach i powrotach. Skansen to dom. Za każdym razem, kiedy wracam to jest inny. Przyjeżdżam tutaj, jestem ze wspomnieniami, one pracują. Zyskuję inne patrzenie na moją rodzinę, dzieciństwo, siebie teraz. Mieszają się uczucia: radość że odchodzę, z poczuciem, że zawsze wracam i trudność wyboru. Nie jestem w stanie odejść z tego miejsca, bo jest we mnie wpisane. Stworzyłem ze znajomą taką teorię, że zawsze miejsca, w których mieszkam są bardzo podobne do tego domu w którym się wychowałem. Zawsze wybieram okna południowe, zawsze są określone kolory ścian, meble, zawsze jest coś, co przypomina to miejsce.

AP: Jak się poznaje przyjaciół, ich domy rodzinne, to potem się widzi odbicia tych domów już w dorosłych mieszkaniach. Podobny sposób robienia bałaganu, dobór przedmiotów, trudno to nawet nazwać, czuć jednego ducha.

PM: Nie da się odciąć. Znajomy pytał, czy Kraków to moje miejsce, czy chcę w nim zostać na stałei myślę wtedy, że ten dom to jest tylko myśl. Bycie tu i teraz nigdy nie jest oczyszczone, odcięte, tylko w jakimś kontekście. To jest ciekawe, ciągłe poszukiwanie domu i myślenie czy jest możliwe stworzenie nowego miejsca. Wciąż nowe historie mi się przypominają. Cały czas się starzeję a cały czas te wspomnienia się odkrywają i powracają, cały czas to pracuje. Może kiedyś się wyczerpie?

AP: To jest fajne w byciu małym. „Drzewo” jest jedynym na świecie drzewem, bez skali porównawczej.

DB: Da się dojść do tego uważnością. Jak patrzę na ten relief w sklejce to przypominam sobie jak uwielbiałam jako dziecko wiatraki, olbrzymy, jak to musiało działać jako architektura, to że miało funkcję… Postać ucieka w wycięcie, a na drodze jest coś upiornego, co przynależy do tego świata, to obraz pełen niepokoju, ale i dystansu. Genialne, tyle treści, ucieczka i powrót…

PM: Chodzi też o to, że rzeczy nie są takie jasne, to interpretacje myśli, a też się zmieniają. Jest stan zapisywania danej chwili  w pracach.

AP: Może się już nigdy nie powtórzy. Można sobie wyrobić sejsmograf.

PM: Czujność na to, co się dzieje w tym momencie. Robienie prac to jest robienie dziennika tego, co się czuło, przeżywało, myślało, jak oglądam prace sprzed kilku lat to wiem, co mi towarzyszyło.

AP: Szkiełka Pana Kleksa.

PM: Nie tworzę cykli. Są prace bliższe i dalsze, są motywy wspólne, pasują do siebie, ale nie myślę tematami.

AP: Coś jak robienie przetworów z tego, co zbierzesz.

PM: Spiżarka. Wymyśliłem, a propos kryzysu klimatycznego, tytuł wystawy „Jak uczesać słońce”.

DB: Piksa by wiedziała jak to narysować.

AP: Właśnie sobie to wyobrażam.

PM: Tak myślałem.

AP: Lew rozczochrany, siadamy na karku, łapiemy za grzywę, żeby w naszej służbie działał.

PM: Żeby słońce było dla nas – pożyteczne. Córka znajomych zobaczyła kiedyś rysunek i wymyśliła tytuł „Myszom z torby odpadają uszy”. I to był tytuł wystawy. Dziecięca perspektywa jest ciekawa. Myślałem o tym, czy się nigdy nie dorasta i czy wszyscy są dziećmi, ale to ukrywają?


Wewnętrzny horyzont

9.2.2024- 21.4.2024, BWA w Tarnowie / Dworzec PKP
Kuratorzy: Dominika Borek, Paweł Marcinek
Artyści i artystki: Agnieszka Bartak-Lisikiewicz, Dominika Borek, Magdalena Daniec, Tomasz Daniec, Grzegorz Frydryk,Piotr Idzi, Antonina Janus-Szybist, Paweł Marcinek, Agnieszka Pawłowska-Górska, Agnieszka Piksa

Prace z kolekcji Małopolskiej Fundacji Muzeum Sztuki Współczesnej: Aneta Grzeszykowska & Jan Smaga, Miho Iwata