Oficyna Peryferia to pracownia sitodruku i książki artystycznej. Jak się zaczęła Twoja osobista przygoda z książką i jakie projekty realizujesz?
Moja przygoda z książką zaczęła się już w dzieciństwie. W latach 80-tych w moim domu rodzinnym na strychu ukryta była mikrodrukarnia dla drugiego obiegu. Wyrosłem w kulcie powielacza i bibuły, czyli nielegalnie drukowanych publikacji. A więc od dziecka było dla mnie oczywiste, że można drukować i wydawać książki całkowicie niezależnie, nie oglądając się na oficjalny obieg. Jednocześnie w tych książkach kluczowy był przekaz. To z powodu treści były zakazane i z powodu treści ludzie ryzykowali produkując i czytając drugoobiegową literaturę. Stąd może również moje przekonanie, że książka jest ważna i że w tym niepozornym zbiorze papieru jest coś wyjątkowego. Wydawnictwa drugoobiegowe to fenomen, który zasługuje na porządną analizę. Minęło już sporo czasu od tamtych lat i pozwala to zwrócić uwagę na pewne referencje. W moim przypadku korzenie self-publishingu, który staram się popularyzować, sięgają właśnie do czasów opozycyjnych drukarni. Mniej interesują mnie pojedyncze, unikalne egzemplarze, ale nieprzemysłowe wytworzenie nakładu, który pozwoli podzielić się ważną dla kogoś treścią.
Warsztaty introligatorskie odbywają się w wielu miastach w Polsce. Czy oprócz dzielenia się zamiłowaniem do szycia książek, w prowadzeniu warsztatów jest jakaś misja?
Warsztaty Introligatorskie to jest wypadkowa mojej własnej roboty artystycznej i pasji edukacyjnej. Uwielbiam dzielić się wiedzą, ponieważ sam przy tym bardzo wiele się uczę od innych. Zacząłem to robić zupełnie przypadkiem – ktoś widział moje książki, zaproponował zrobienie krótkich zajęć. Rezultaty przerosły nasze oczekiwania, wieść poszła w świat i tak się zaczęło. Dziś mam kilka różnych typów warsztatów: introligatorskie podstawowe i zaawansowane, sito-drukarskie i mieszane, książkowe i nie tylko. Popularność zajęć robionych w ramach Oficyny Peryferia i doświadczenie pracy z tak dużą grupą różnych ludzi uświadomiła mi pewne sprawy, o których nie myślałem wcześniej. I to jest właśnie ta misja, o którą pytasz. Misja przyszła z czasem.
Przez wszystkie lata mojej edukacji, również artystycznej, pracowałem zgodnie z zasadą „jakoś to będzie”, jak mi coś wyszło krzywo, to mówiłem sobie „bo mi się w zasadzie tak podoba”. To w ogóle dotyczy polskiego myślenia o pracy – „nie wyszło idealnie, ale w sumie może być”. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie błędu tego typu rozumowania.
Więc moja najogólniejsza myśl, którą staram się przekazać przy okazji warsztatów introligatorskich brzmi: nie musisz być najlepszy, ale postaraj się zrobić to najlepiej, jak umiesz. Gdybym kiedykolwiek usłyszał hasło: „staraj się to zrobić najlepiej jak potrafisz”, możliwe, że moje życie wyglądałoby inaczej. Myślę, że to jest bariera cywilizacyjna. Pewna warsztatowa bylejakość jest wpisana w nasze społeczne geny.
Dopiero niedawno zwróciłem uwagę na higienę, organizację i ekonomię pracy. Przy okazji warsztatów zużywa się wielkie ilości płótna i materiałów. Staram się organizować to tak, aby zwrócić uwagę na szacunek do materiałów i ekonomiczne ich wykorzystywanie. Ekonomiczne nie znaczy, aby robić mało i oszczędzać, ale aby niewiele materiału stracić. Organizacja i higiena pracy to nie jest tylko porządek na półce i czyste ręce, ale też robienie regularnych przerw, właściwe posługiwanie się narzędziami i nie lekceważenie (tak typowe!) zasad BHP.
To się łączy po prostu z kulturą pracy. Przy szyciu książek mamy momenty, w których pewne wymiary możemy zrobić na oko albo mniej dokładnie i nie przynosi to żadnych negatywnych konsekwencji. Są jednak miejsca, gdzie wszystko trzeba wymierzyć co do milimetra. Jeśli tego nie zrobimy, książka która ma pracować, która jest pewnym mechanizmem, straci swój walor użytkowy, bo będzie się źle otwierać. Moją misją jest też przekazanie, że pewne reguły czy zasady są koniecznymi ramami wolności tworzenia, a higiena pracy jest działaniem korzystnym.
Kim są uczestnicy Twoich warsztatów? Jakie mają oczekiwania wobec zajęć i czego mogą się nauczyć?
Uczestnicy rekrutują się z najróżniejszych środowisk. Można ich podzielić na kilka podstawowych grup. Pierwsza to studenci szeroko pojętych kierunków graficznych lub dizajnerskich, którzy rozszerzają program studiów. Druga grupa to zawodowcy z branży księgarskiej, pracownicy wydawnictw lub nawet drukarni, którzy chcą się nauczyć podstaw introligatorki, aby pracując z książkami, lepiej zrozumieć przedmiot, którym się zajmują. Kolejną grupą są ludzie, którzy po prostu lubią prace manualne i kreacyjne, a nie są zawodowo związani z branżą wydawniczą lub projektową. Ostatnią i zarazem moją ulubioną grupą są osoby, które przychodzą dla towarzystwa, np. z dziewczyną lub mężem. Te osoby, na początku sceptyczne, na koniec tryskają największą radością i dumą z wykonanej pracy. To super, obserwować ten proces.
Co się zmienia w myśleniu o książce gdy się ją samodzielnie wykona, w przeciwieństwie do zlecenia szycia i oprawy?
Przede wszystkim samodzielne wykonanie książki pozwala zrozumieć „jak to działa?”. Przy szyciu uczymy się o składkach, które są książkowymi modułami pozwalającymi rozbudowywać blok niemalże w nieskończoność. Budując składkę samodzielnie, falcując papier z dużego arkusza, poznajemy mechanizmy, które determinują strukturę książki. Konstruując książkę od podstaw jesteśmy w stanie zrozumieć co od czego zależy, a dzięki tej wiedzy pracując już nad komercyjnymi projektami, jesteśmy w stanie tak wybrać pewne elementy projektowe, aby np. znacznie obniżyć koszty produkcji już na poziomie projektowania, a nie doboru tańszych materiałów.
Osobnym tematem jest oczywiście stosunek do samodzielnie wykonanego przedmiotu, odebranie mu anonimowości. Możemy też zrobić nietypowy projekt, dodać dużo alonży, skrzydełek, kombinować z formatem. Mamy nieograniczone możliwości.
Zlecając zawodowemu introligatorowi szycie i oprawę decydujemy się zazwyczaj na wykwalifikowanego rzemieślnika, który może zrobić robotę na niedostępnym dla nas poziomie zaawansowania. Należy go za to szanować, ale nie każdy prototyp czy makieta muszą być robione przez rzemieślnika.
Na warsztatach staram się wskazać jeszcze jedną ważną dla mnie sprawę: wydawanie książki jest pracą drużynową. Pracuje na nią autor, redaktor, korektor, drukarz i introligator. Warto uczyć się od siebie nawzajem i podchodzić z szacunkiem do profesji, aby zrozumieć ten skomplikowany mechanizm, jakim jest książka.
Jak wygląda rynek wydawnictw artystycznych w Polsce? Kim są odbiorcy Twoich książek?
Rynek wydawnictw artystycznych w Polsce jest raczej ubogi. Zdecydowaną większość ambitnych projektów graficznych i edytorskich wydają instytucje artystyczne, muzea i galerie. Są to zazwyczaj katalogi, albumy lub publikacje około-wystawowe. Rzadko funkcjonują jako autorskie dzieła od początku do końca. Czas klasycznych katalogów z reprodukcjami bezpowrotnie mija, ponieważ przy obecnym dostępie do obrazów nie mają wartości innej niż archiwistyczna.
Dynamicznie rozwija się rynek książek fotograficznych. Tutaj rządzi self-publishing. Obszar photobooków nie jest moim naturalnym środowiskiem, ale mam sporo uznania dla ich twórców. Tutaj najczęściej spotykamy nietypowe szycia i oprawy. Poniekąd jest to reakcja na współczesny zalew fotografii cyfrowej, która generuje nieograniczony strumień obrazów. Książki fotograficzne są zazwyczaj skrupulatnie wyselekcjonowanymi zbiorami prac tworzących wizualną opowieść o przemyślanej i spójnej formie edytorskiej.
Mnie najbardziej interesują książki artystów. Książka jako środek wyrazu dla artysty wizualnego, obszar książki jako przestrzeń wystawy, w której artysta jest kuratorem sam dla siebie. Ta dziedzina jest w Polsce stosunkowo mało eksploatowana. Nie chodzi mi tu o dzieło sztuki w formie pojedynczej książki, ale o książkę w określonym nakładzie, jako nośnik treści artystycznych.
Ten typ myślenia o publikacji jako całości jest rozwinięty u twórców zinów. Niezależnych, amatorskich i półamatorskich wydawnictw jest już całkiem sporo, coraz częściej nabierają wymiarów edytorskiego arcydzieła i w rozwoju tej dziedziny upatruję najwięcej nadziei.
Malarstwo, sitodruk, video. Dlaczego książka jest dobrym medium dla artysty?
Dla mnie jako artysty książka jest wygodna z kilku powodów. Po pierwsze jest pojemna, można w niej skumulować dużo różnorodnej treści. Po drugie książka jest powielana, występuje w nakładzie, co czyni tę złożoną treść dostępną dla sporej grupy odbiorców. Po trzecie książka jest intymna i bezpośrednia, obcowanie z nią jest rozłożone w czasie i angażuje kilka zmysłów. Po czwarte, książka jest tania, co czyni ją dostępną dla różnych osób. Przy tym wszystkim, jeśli książka ma charakter ręczne wytworzonego obiektu albo edytorskiego majstersztyku, dostajemy idealne dzieło sztuki!
Dla mnie dochodzi do tego jeszcze przyjemność zabawy z drukiem, ponieważ moje prace tworzę w dużej mierze ręcznie w technice sitodruku. Nakłada to pewne ograniczenia, ale daje również możliwość improwizacji w czasie wykonywania nakładu. Nie jest to więc tylko odtworzenie projektu, ale druk jest kolejnym etapem twórczego działania.
Plany na przyszłość?
Plany oczywiście są bogate, ponieważ pojawiają się ciągle nowe możliwości. Sam osobiście przede wszystkim skupiam się na nowych książkach, kończę projekt sporej publikacji. Ze względu na jej charakter, druk i oprawa zajmą kilka miesięcy. Mam już w głowie kolejne, mniejsze wydania, które mam nadzieję rozpocząć w międzyczasie.
A jeśli chodzi o Oficynę Peryferia, kontynuuję działalność warsztatową z większym nastawieniem na kolejne etapy wtajemniczenia. Spośród absolwentów kursów podstawowych można już skompletować kilka dywizji introligatorów. Zaczynają powstawać ciekawe autorskie projekty, nie wykluczam rozwinięcia działalności wydawniczej o najciekawsze książki absolwentów.
Moim głównym celem edukacyjnym jest rozwijanie zespołowych i bardziej złożonych projektów warsztatowo-wydawniczych. Składają się z kilku bloków: pierwszy to zbieranie lub wytwarzanie treści będącej przedmiotem, sednem publikacji. Są to opowieści, bohaterowie, historie, obrazy w różnorodnej formie, opracowane archiwa. Dla tego zbioru materiałów szukamy następnie odpowiedniej formy wydawniczej, przy pomocy dostępnych technologii tworzymy nakład, na koniec szyjemy i oprawiamy. Chciałbym niektóre własne pomysły artystyczne zaprzęgnąć w program warsztatów, występując raczej w roli kierownika zespołu, niż stricte nauczyciela.