Na czym polega projekt Pracownie do wglądu?
Projekt Pracownie do wglądu powstał z inicjatywy fotografki Anny Stankiewicz, która odwiedzając pracownie twórców, wykonuje dokumentację fotograficzną. Stwierdziła jednak, że chciałaby, aby reportażom fotograficznym towarzyszyły rozmowy z artystami, więc do projektu zaprosiła najpierw mnie, a potem Martynę Nowicką. Wprawdzie projekt zaczął „kiełkować” już w 2017 roku, ale dopiero uruchomienie strony internetowej rok później można uznać za jego właściwy początek. Do tej pory udało nam się wykonać dokumentację fotograficzną i przeprowadzić wywiady z 21 twórcami.
Jak myślisz, dlaczego ludzie chcą oglądać pracownie artystów?
Wydaje mi się, że odbiorcy sztuki chętnie zaglądają za jej kulisy. Interesuje ich proces pracy twórczej, a nie tylko jej rezultat, który mogą obejrzeć na wystawie w galerii lub w muzeum. Pracownia to miejsce o charakterze intymnym, w którym artysta niejako odsłania siebie, dzieli się swoją prywatnością, a myślę, że ciekawość, ale taka pozytywna, nie wścibstwo, jest częścią ludzkiej natury.
Fotografujecie i przeprowadzacie wywiady z artystami różnych pokoleń, znanymi i początkującymi, czy są jakieś pokoleniowe różnice w tym jak artyści traktują swoje pracownie?
Ja przynajmniej takich różnic nie zauważyłam. Zarówno starsi, jak i młodsi artyści traktują je z szacunkiem, jako miejsce ich pracy, i nie jest tak, że młodzi twórcy, mający więcej sił, tylko w pracowniach imprezują, bo przede wszystkim ciężko pracują.
Odwiedzacie z założenia tylko krakowskie pracownie. Czy są jakoś specyficzne? Inne niż w innych miastach?
W Krakowie mamy pracownie, które można nazwać umownie „historycznymi”, bo to miasto z wielowiekową tradycją artystyczną. Odwiedziłyśmy dotąd jedną taką pracownię, użytkowaną przez rodzinę Beresiów. Kiedyś pracowali w niej Maria Pinińska-Bereś i Jerzy Bereś, obecnie opiekują się nią córka słynnej artystycznej pary – Bettina (która sama jest też malarką) i wnuk Oskar, konserwator dzieł sztuki. Jeśli uda nam się pozyskać fundusze, zamierzamy zająć się także innymi pracowniami nieżyjących już artystów, działających kiedyś w naszym mieście. Jeśli chodzi zaś o pracownie współczesnych twórców, to nie różnią się one zasadniczo od tych znajdujących się w innych miastach.
Niektórzy artyści nie maja pracowni, pracują w kuchni, w miejscu w którym mieszkają…
Niestety tak, bo po prostu nie stać ich na wynajęcie osobnego miejsca do pracy – taka jest często brutalna rzeczywistość ekonomiczna. Tylko niektórzy preferują sposób pracy, w którym dom jest równocześnie pracownią. Jeśli już, to są to artyści posługujący się materiałami stosunkowo mało brudzącymi. Są jednak twórcy, którym odpowiada łączenie przestrzeni do życia z przestrzenią do działań artystycznych. Łukasz Stokłosa urządził pracownię w swoim mieszkaniu ze względu na tryb pracy: nocny i nieregularny i nie wyobraża sobie konieczności „wychodzenia do pracy”. Oprócz powodów ekonomicznych o takim wyborze decydują więc także kwestie logistyczne i indywidualne preferencje artysty.
Odwiedziłyście też takie pracownie, miejsca, które pełnią funkcję pracowni tylko okazjonalnie?
Rolę pracowni „okazjonalnej”, jak ją nazywasz, może pełnić na przykład las, w którym przez pewien czas pracowała Cecylia Malik, malując obrazy na wolnym powietrzu, chociaż uznawała takie rozwiązanie za tymczasowe, coś w rodzaju eksperymentu twórczego.
Miejscem o wielu funkcjach wydaje mi się także pracownia i ogród Bogusława Bachorczyka – pełni funkcję miejsca pracy, ale również przestrzeni ekspozycyjnej, do tego połączonej z ogrodem-galerią. Sam artysta mówi, że przez długi czas budował to miejsce jako pracownię-dom.
Tak, pracownia Bogusława Bachorczyka to swoisty fenomen. Do kamienicy mieszczącej się przy ulicy Czystej 17 artysta wprowadził się dokładnie siedemnaście lat temu i właściwie od razu podjął decyzję, że chce dzielić się swoją sztuką z odwiedzającymi go gośćmi, a nie pracować w izolacji. Swego czasu zainteresowanie jego pracownią było tak duże (między innymi dzięki mediom), że można ją było „zwiedzać” grupowo (po uprzednim umówieniu się) jako jedną z krakowskich atrakcji turystycznych. Natomiast Nasz ogródek to stosunkowo świeża inicjatywa Bachorczyka – ogródek mieści się na podwórzu kamienicy, w której artysta pracuje od lat… Wprawdzie powstał latem 2018 roku, ale ma on charakter work in progress i co jakiś czas ma miejsce jego „nowa odsłona”, to znaczy wydarzenie mające na celu pokazanie nowych obiektów, które się w nim pojawiły. Dotychczas odbyły się cztery takie imprezy. Kiedy Bogusław wynajął tam przestrzeń do pracy, podwórko było zaniedbane. Artysta stopniowo je uporządkował, zasiał nowe rośliny, których nasiona przywiózł ze swoich licznych podróży, a co najważniejsze, zaprosił znajomych artystów do współtworzenia z nim tego wyjątkowego miejsca. Artyści zaczęli więc realizować prace site specific, pojawiali się także kolejni goście (nie tylko reprezentujący sztuki wizualne), z którymi Bachorczyk przeprowadza wywiady i zamieszcza je w sieci tak, że ogródek stał się zdecydowanie czymś więcej niż tylko galerią czy pracownią „pod chmurką”.
Wydaje mi się, że pracownie zawsze są miejscem półpublicznym, urządzanym dla pracującego w nich artysty, ale urządzanych też dla widza… Jak to jest? Na ile wnętrza, które odwiedzałyście, tak funkcjonują? A może były specjalnie aranżowane na Waszą wizytę?
Nie były specjalnie aranżowane na naszą wizytę. Jedynie w bardzo nielicznych przypadkach (może dwóch) zostały „posprzątane” przed naszym przyjściem. Zależało nam, żeby wyglądały naturalnie, przywodziły na myśl codzienność pracownianą.
Czy znajdujesz jakieś cechy wspólne dla tych wszystkich wnętrz, dla tego, jak artyści te miejsca traktują, jak organizują swój warsztat?
Trudno jest wskazać jakieś wspólne cechy. Niektórzy są pedantyczni, inni bałaganiarscy, choć zawsze potrafią odnaleźć w swoim bałaganie potrzebne im do pracy narzędzia i materiały. Wydaje mi się, że organizują swój warsztat tak, aby jak najlepiej im się pracowało.
Czy artyści, z którymi rozmawiałyście, mają jakieś rytuały w swojej pracy, czy przywiązują wagę do pory dnia, oświetlenia, przedmiotów?
Generalnie większość z nich ma swoje rytuały. Wielu z nich po przyjściu do pracowni rozpoczyna „pracę” od wypicia kawy, zapalenia papierosa i przebrania się w ciuchy robocze. Niektórym ten czas potrzebny na wejście w nastrój pracy, „wkręcenie się”, mówiąc kolokwialnie, ułatwia szybkie włączenie radia czy odtwarzacza, aby słuchać muzyki. Inni są w stanie rozpocząć pracę, dopiero po uporządkowaniu przestrzeni wokół siebie czy wyczyszczeniu pędzli.
W jaki sposób zaczynacie rozmowy? Czy macie jakąś zasadę działania? Czy w pracowni rozmawia się inaczej niż w bardziej neutralnych przestrzeniach?
Na pewno w pracowni jest bardziej intymna atmosfera, rozmawiamy „jeden do jednego”, nikt nam nie przeszkadza, ani nas nie rozprasza. Poza tym, kiedy odwiedzam artystę lub artystkę w pracowni, mam możliwość odwołania się do przedmiotów, prac czy innych artefaktów, które twórca przechowuje w pracowni, a których nie udostępnia publicznie. „Błądząc” wzrokiem po ścianach, rozglądając się w pracowni, nagle dostrzegam coś, co przykuwa moją uwagę i zaczynamy o tym rozmawiać – to niepowtarzalna okazja, którą staram się wykorzystać.
Odwiedzane przez Was pracownie często są współdzielone – przez zaprzyjaźnionych artystów, przez pary artystów, które są parami także w życiu prywatnym. Czy to jakoś zmienia sposób pracy, pomaga czy przeszkadza? Czy ma wpływ na twórczość poszczególnych artystów (myślę tutaj o pracowniach młodszych twórców, ale też o pracowni Beresia/Pinińskiej, gdzie – jak wywnioskowałam z rozmowy – bardzo ważne było tworzenie w ciągłej opozycji, w założeniu, aby nie ulegać wpływom)?
Myślę, że dobrym przykładem do opisania jest nieistniejący już krakowski Telos, gdzie mieściło się sporo sąsiadujących ze sobą pracowni artystycznych, użytkowanych głównie przez młodych twórców. Jak zauważyła Michalina Bigaj, atmosfera tam panująca przypominała akademik dla dorosłych, czyli – co podkreśliła z wyraźnym zadowoleniem – można było się zamknąć u siebie w pracowni, ale gdy poszukiwało się towarzystwa czy potrzebowało pomocy (choćby pożyczenia niezbędnych narzędzi), zawsze można było zapukać do sąsiednich drzwi albo spotkać się na pogawędkę na korytarzu. Inna sytuacja wiąże się ze współdzieleniem przestrzeni do pracy przez pary artystów, które dzielą ze sobą także życie prywatne. Rodzi to wiele napięć i frustracji, utrudnia skupienie, gdy pracuje się w ciasnych pomieszczeniach. Czasami wyjściem z sytuacji jest przedzielenie pokoju taśmą (jak u Dawida Czycza i Moniki Chlebek), niekiedy, jak w przypadku Marii i Jerzego Beresiów, współdzielenie pracowni okazało się niemożliwe, bo „nie zgadzały” się im materiały (jego drewno i jej delikatna masa papierowa) tak, że ostatecznie artystka urządziła sobie kąt do pracy w pokoju, w którym mieszkali z córką. Wspólna praca wymaga nieustannych kompromisów, o które nie zawsze jest łatwo, gdy spotykają się silne indywidualności twórcze (ta uwaga odnosi się nie tylko do Beresiów, ale do większości artystycznych par).
Część miejsc, które dokumentowałyście i o których pisałyście, już nie istnieje. Co to za miejsca?
Klasyczny przykład to przestrzenie postindustrialne, które często artyści wykorzystują na pracownie niestety przez krótki czas, bo wkracza deweloper, który po zakupie terenu przeznacza go na działki budowlane i wyburza stare hale fabryczne, tak lubiane przez twórców. W Telosie, czyli w budynkach, w których kiedyś mieściły się Krakowskie Zakłady Teletechniczne, swoje pracownie miały między innymi Martyna Borowiecka, wspomniana wcześniej Michalina Bigaj i Magdalena Lazar. Zdążyłyśmy je odwiedzić przed przeprowadzką, wymuszoną przez zmianę właścicieli budynków.
Myślisz, że charakter poszczególnych miejsc/dzielnic wpływa na pracę artystów? Jeśli tak, to w jaki sposób?
Bardzo trudno na to pytanie odpowiedzieć. W pewnym stopniu rozmiar pracowni wpływa na to, czy artysta jest w stanie tworzyć na przykład prace wielkoformatowe, czy o dużych gabarytach, ale nie sądzę, aby fakt posiadania pracowni na Starym Mieście czy w innej dzielnicy Krakowa miał znaczenie decydujące. Pracownie zlokalizowane w starych kamienicach na pewno są niedogrzane czy też często wymagają remontu, zanim będą nadawać się do użytkowania.
Z jednej strony można zaobserwować, że pracownie są w pewien sposób do siebie podobne (znajdziemy w nich sztalugi, płótna czy pędzle), ale z drugiej – to właśnie użytkujący je twórcy odciskają na nich niepowtarzalne piętno.
Można dostrzec jakieś związki pomiędzy tym, jak artyści kreują przestrzeń swojej pracowni a ich pracami? Czy nie jest tak, że pracownia także jest rodzajem projektu/pracą? Takie wątki/tendencje pojawiały się na przykład w pracowni u Bachorczyka, ale też takie wrażenie sprawia pracownia Beresia – może to kwestia aranżacji po śmierci artysty? Niektórzy artyści na przykład Kinga Nowak mówią wprost o tym, że zmiana pracowni wpływa na zmianę sposobu pracy lub nawet stylu prac.
Wydaje mi się, że jest to raczej przypadkowe. Wolałabym jednak oddać głos samym artystom i zachęcić do przeczytania ich wypowiedzi. Niewątpliwie przykład pracowni-domu i Naszego ogródka Bogusława Bachorczyka są egzemplaryczne, to projekt zaplanowany na wiele lat. Kindze Nowak rzeczywiście posłużyła zmiana pracowni, którą mogła urządzić zgodnie z własnymi upodobaniami. W ten sposób mogła stworzyć sobie komfortowe warunki do pracy. Z kolei pracownia Beresiów to miejsce, którego twórcy już nie żyją, więc nieuchronnie podlega procesowi muzealizacji, no i artyści nie mogą już bezpośrednio podzielić się swoimi opiniami, na ile ta właśnie przestrzeń wpłynęła na ich działania twórcze.
Czy Wasze działania można wpisać w jakiś szerszy trend? Jakiś czas temu MOCAK realizował przy okazji cyklu wystaw Generacja… spotkania w pracowniach, gliwicka galeria Esta realizowała filmy/reportaże z pracowni artystów, z którymi pracowała…
Myślę, że rzeczywiście ostatnio odwiedzanie artystów w pracowniach stało się popularniejsze. W krakowskim Bunkrze Sztuki, kiedy nie był jeszcze częścią MOCAKu, w 2015 roku odbywał się efemeryczny projekt Bacon/Dust. Pracownia artystyczna jako materiał. Wspominam o nim dlatego, że w pewnym stopniu zainspirował Annę Stankiewicz do podjęcia i rozwinięcia naszego projektu Pracownie do wglądu. Nie wiem, czym do końca wytłumaczyć ten fenomen – to znaczy ogromne zainteresowanie miejscami tworzenia? Może wiąże się to z faktem, że niektóre z pracowni nie tylko są przestrzenią pracy artystów, ale także wspólnych działań edukacyjnych, ekspozycyjnych, warsztatowych, przyczyniając się po prostu do integracji osób zainteresowanych sztuką współczesną.
Co dla Ciebie/dla Was jest najciekawsze, najważniejsze w tym projekcie?
Bardzo zależy nam, aby dokumentować miejsca, które mogą zniknąć, tak jak stało się to w przypadku pracowni zlokalizowanych w krakowskim Telosie. Wierzymy, że wykonana przez nas dokumentacja i przeprowadzone rozmowy mogą stać się cennym materiałem na przykład dla przyszłych badaczy fenomenu pracowni artystycznej. Krótko mówiąc, dokumentujemy, edukujemy i wydaje mi się, że także promujemy twórczość artystów i artystek, którzy zechcieli gościć nas w swoich pracowniach.