Działalność starych zakładów handlowych i usługowych stanowi przykład rzadko dziś spotykanego przywiązania do ręcznej, pełnej poświęcenia i zaangażowania pracy.
Miejsca te stanęły przed wyzwaniem, któremu – jak się wydaje – najtrudniej sprostać. Prawne uwarunkowania prowadzenia działalności rzemieślniczej w duchu gospodarki wolnorynkowej doprowadziły do dewaluacji rynku usług i małej produkcji. Trudno jednak przecenić rolę rzemiosła w rozwoju miast i współczesnym postrzeganiu rękodzielników, dlatego sięgnijmy samych początków struktur cechowych.
Rzemiosło stanowi nieodłączny element tworzenia się społeczności. Między X a XII wiekiem nastąpiło w Europie oddzielenie rzemiosła od pracy na roli i przeniesienie tych zawodów do miast. Od początku rzemieślnicy stanowili w miastach wspólnotę zwartą, solidarną, dbającą o interesy swojej grupy zawodowej. Nie dziwi więc, że już w XIII wieku zaczęły powstawać organizacje skupiające właścicieli warsztatów, które nazwano cechami.
Słowo cech wywodzi się z niemieckiego zeichen, czyli znak. Dziś rozbudowana heraldyka cechowa sprawuje wyłącznie funkcję reprezentatywną i dekoracyjną, ale niegdyś cechy narzucały standardy, których należało przestrzegać, by być zrzeszonym. Kluczową kwestię stanowiła tu jakość wykonywanej pracy, która świadczyła o cechu, ale też ogólniej o kondycji rzemiosła. Regulowano wielkość produkcji, dostosowując ją do możliwości zakładu, co w efekcie miało utrzymać równowagę na rynku i nie dopuścić do obniżania cen przez większe warsztaty. Z drugiej strony zrzeszeni w organizacjach rzemieślniczych wytwórcy mogli liczyć na szerokie przywileje ze strony miasta.
Do końca XV wieku ukształtował się model organizacji wewnętrznej cechu i poszczególnych warsztatów, który obowiązywał w podobnej formie jeszcze w wieku XIX. Chęć zrzeszenia się była jednak na tyle silna, że w pierwszych latach XX wieku zaczęły powstawać w Polsce Izby Rzemieślnicze.
Dziś po dawnej świetności pozostała już tylko nazwa. Ustawa o rzemiośle z roku 1989 radykalnie zmieniła sytuację rzemiosła i małych zakładów. W rozmowach z rzemieślnikami powtarzają się niepochlebne oceny tej ustawy, w kręgach branżowych mówi się, że był to „początek końca rzemiosła”. Dokument ten zniósł przepis o obligatoryjnej przynależności do organizacji cechowej i, co za tym idzie, zwolnił z obowiązku zdobywania kolejnych szczebli edukacji rzemieślniczej. Zmieniła się również liczba zakładów rzemieślniczych – przykład Krakowa: z 11226 w 1930 roku do 3400 w 2011.
Jedną z przyczyn stereotypowego postrzegania rzemiosła jest kojarzenie go przede wszystkim z tradycyjnym rękodziełem (zwłaszcza ludowym). Z wielu powodów kontakt z rzemieślnikami jest nikły lub nieświadomy. Można się domyślać, że większość społeczeństwa, korzystając z usług fryzjera, ślusarza, cukiernika czy mechanika samochodowego nie ma pojęcia o związku tych zawodów z cechami rzemieślniczymi. Kolejnym problemem jest radykalna zmiana statusu pracy rzemieślniczej – od zawodu o godnej tradycji gwarantującej wysoki poziom usług i pewne zatrudnienie dla pracowników, do zajęcia kojarzonego z brudem i pracą fizyczną. Wiąże się to ściśle ze zjawiskiem definiowanym jako wzrost aspiracji edukacyjnych. W efekcie w zetknięciu z polskim rynkiem pracy absolwenci szkół wyższych pozostają często bezradni (a w dalszej perspektywie: bezrobotni).
Wewnętrzna słabość środowiska, w połączeniu z postępującą komercjalizacją i niekontrolowaną ekspansją technologii, musiała spowodować zmiany w funkcjonowaniu, rozwoju i postrzeganiu współczesnego rzemiosła. Jest jednak coś, czego ani skróceniem czasu, ani obniżeniem kosztów produkcji nie można zastąpić – praca rąk. Moment tworzenia i satysfakcja z osiągniętego wyniku. W czasach kiedy Cechy i Izby Rzemieślnicze nie regulują już rynku i nie przeciwstawiają się nieuczciwej konkurencji, praca rąk i ludzie potrafiący tę pracę docenić są tkanką, która pozwoli rzemiosłu przetrwać. To differentia specifica i jedyna próba zachowania piękna, które coraz trudniej dostrzec.
Marek Krajewski w książce Handmade. Praca rąk w postindustrialnej rzeczywistości pisze: „Ręce i ich trud stają się dziś figurą retoryczną, która poprzez swoje niedopasowanie do świata zorganizowanego wokół wiedzy i informacji, świata higienicznego i celebrującego wyzwolenie od fizycznego trudu, pozwala lepiej go zrozumieć”.
Praca rąk to swoisty głos sprzeciwu wobec zmian zachodzących w sferze usług, a – co za tym idzie – zmian w społeczeństwie i otaczającej nas rzeczywistości. Praca rzemieślnika jest dziś aktem twórczym, który poprzez swoją ułomność wobec pracy maszynowej staje się nadzwyczajny i wartościowy. Indywidualni twórcy gwarantują swoim wytworom niepowtarzalność i niezależność, której nie są w stanie zapewnić produkty i usługi tworzone na masową skalę.
Rzemiosło potrafi również samo się bronić i już od dawna korzysta z przemysłowych metod produkcji. Fakt łączenia doświadczenia w pracy ręcznej z nowymi technologiami jest na rynku usług i produkcji ceniony najbardziej. W kontekście przeciwstawiania pracy rąk ludzkich porządkowi technicznemu, słowa te mogą brzmieć nieco kontrowersyjnie. Pamiętajmy jednak, że współcześnie nie można upraszczać relacji następujących po sobie porządków i uznawać, że procesy dążące do unowocześnienia są jednoznaczne z negowaniem tradycji. To rzemieślnik otacza się maszynami, a nie maszyny otaczają człowieka. Najtrudniejsza praca – ostateczny kształt wykonywanego przedmiotu – ciągle pozostaje w gestii twórcy. To on i jego ręce utożsamiają moc kreacyjną, a nie taśma produkcyjna, na której wartość pracy sprowadza się do mechanicznie powtarzanych ruchów.
O ile współcześnie uproszczona została dawna relacja mistrz–uczeń (tajniki pracy rzemieślniczej najczęściej przekazywane są w rodzinnej firmie), to nie brakuje osób, które urzeka praca rąk. Obserwujemy trend, kiedy to osoby młode, często pracujące niezgodnie ze swoim wykształceniem, zmęczone pracą, której rezultaty oceniane są przez korporacyjne zestawienia sprzedaży, otwierają zakłady stolarskie czy garncarskie, uczą się stawiać piece, szyją, poszukują nauczycieli – dawnych mistrzów. To właśnie w nich, współczesnych rzemieślnikach, którzy dzięki własnej pasji i zapałowi zaryzykowali poświęcając się dawnym zawodom, mogą odrodzić się ideały cechowe.
Chyba w każdym mieście znaleźć można miejsca, które od dawna pełnią rolę miejsc spotkań towarzyskich i nawiązywania kontaktów międzysąsiedzkich. Postępująca gentryfikacja centrum miast odpowiedzialna jest za zanik takiego wymiaru zakładów rzemieślniczych. Stanowiły one przestrzenie, w których przenikała się strefa prywatna i publiczna, gdzie sprzedawca znał swoich klientów, a oni znali jego. Możemy sobie wyobrazić, że – tak jak „rewolucje rodzą się w kawiarniach” – to tu, w bezpiecznej, oswojonej, kameralnej przestrzeni zakładu rzemieślniczego powstawały zalążki działań na rzecz wspólnego dobra.
Funkcja agory nadawana miejscom na pograniczu porządku prywatnego i publicznego jest oczywiście nieobligatoryjna. Nie każde miejsce osiąga ten status, nie każdy rzemieślnik czy sklepikarz stwarza możliwość nieskrępowanej dyskusji, nie wszędzie wreszcie jest to konieczne – istnieją bowiem inne instytucje, które potrafią sprostać potrzebom społeczności lokalnych i zapewnić niezbędne warunki do współdecydowania o swoim otoczeniu. Bez względu na to, czy działania ludzi będą spontaniczne i nieformalne, czy odgórnie zorganizowane, wynikają one ze wspólnej motywacji – troski o swoją przestrzeń i poczucia współodpowiedzialności za jej kształt, dziś i w przyszłości.
Wydaje się, że dziś często bezskutecznie poszukujemy przyjaznych przestrzeni do życia, wspólnego gruntu, gdzie możemy czuć się swobodnie a zarazem zachować niezależność. Upatrujemy miejsc, w których możemy wspólnie o sobie decydować, bez konieczności poddawania naszej natury nałogom komercji i konsumeryzmu. Stref, które pozwalałyby na pełną, indywidualną ekspresję, tworzącą poczucie wspólnotę. O ile praca rąk i docenienie jej przed odbiorców może ocalić rzemiosło, o tyle wspólnotowy charakter, jaki tworzą wspomniane miejsca, może zostać przeniesiony w inne przestrzenie miejskiego życia.
Jadwiga Schütterly
Stowarzyszenie Dobre Cechy
(tekst powstał w oparciu o wstęp do książki „Dobre Cechy”, Kraków 2015)